autor: Maciej Jałowiec
Battlefield: Bad Company - recenzja gry - Strona 2
Cel twórców był ambitny - połączyć rewelacyjny multiplayer z singlem cechującym się ciekawą fabułą i niebanalnym humorem. Choć plan nie został wykonany w stu procentach poprawnie, jego wyniki są bardzo zadowalające.
Co więcej, choć twórcy starali się urozmaicić grę pojazdami, korzystaniem z broni stacjonarnej, czy słynnym jeszcze przed premierą niszczeniem ścian, szybko wkrada się monotonia. Bad Company bazuje bowiem na schemacie, według którego musimy dostać się do wyznaczonego miejsca, a następnie oczyścić teren z przeciwników i ewentualnie coś wysadzić w powietrze lub zabrać ze sobą w dalszą podróż. Na koniec pozostaje przegrupowanie, a potem lecimy od początku – jedziemy do kolejnego punktu, tam walczymy, rozwalamy coś i kradniemy. I tak w kółko. Do tego dochodzą sporadyczne błędy natury technicznej. Przykładowo, natknąłem się na helikopter, który z racji swojego pochylenia do przodu, powinien się poruszać, lecz mimo to cały czas znajdował się w jednym miejscu. Co więcej, maszyna ta była nieustannie atakowana rakietami ziemia-powietrze, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało – do jej kompletnego zniszczenia w końcu nie doszło.
Tryb dla pojedynczego gracza w praktyce wygląda tak, że na początku jest miło i przyjemnie, potem coraz nudniej, a na końcu jedyną rzeczą nie pozwalającą graczowi zasnąć, są przerywniki filmowe nasycone humorystycznymi dialogami. Wygląda na to, że seria Battlefield zawsze była, jest i pozostanie cyklem gier sieciowych. Chyba właśnie dlatego w BF:BC mocno doskwiera brak opcji gry w kooperacji z innym graczem. Na szczęście, tryb wieloosobowy nadrabia niedociągnięcia singla, i to z nawiązką.
Multiplayer oferuje nam osiem map w nieznanym dotąd w serii trybie Gold Rush (Conquest zapewne wkrótce zostanie udostępniony). Bardzo on przypomina np. Enemy Territory: Quake Wars, w którym drużyna atakująca musi wykonywać zadania w wyznaczonej kolejności, by przenosić rejon walk coraz bliżej głównej bazy wroga i ostatecznego celu. W BF:BC te zadania bazują tylko na wysadzaniu skrzynek ze złotem. Niszcząc pierwszą parę skrzyń odblokowujemy dostęp do następnej, a walki przenoszą się na inne terytorium, co wystarczająco skutecznie zapobiega monotonii.
Akcja jest wartka, bo niemal wszyscy gracze cały czas uczestniczą w bitwie. Obrońcy skrzyń zawsze są na miejscu walk, a zespół atakujący wycofuje się z działań ofensywnych tylko po to, by za chwilę powrócić z ciężką maszynerią w postaci czołgów i helikopterów. Do tego należy naturalnie dołożyć burzenie ścian – choć oparte jest ono w stu procentach na skryptach, nadaje ono grze niesamowity klimat szalejącej dookoła zawieruchy wojennej. Chaos w pełnej krasie!