autor: Paweł Surowiec
9 Kompania - recenzja gry
9 kompania okazuje się być całkiem grywalną i wartą uwagi pozycją. Czy ma szansę przebić się do czołówki taktycznych RTS-ów?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Gry wyprodukowane na wschodzie od jakiegoś czasu cieszą się rosnącą popularnością. Dodam, że zasłużoną, bowiem tamtejsi programiści mają ambicje i nowe pomysły, których chyba pomału zaczyna brakować ich kolegom z zachodu. Ci ostatni poprzestają zwykle na wypuszczeniu na rynek produktu „odjechanego” graficznie (i przy okazji zmuszającego gracza do rozbicia świnki-skarbonki na nową grafę/RAM/procka – niepotrzebne skreślić), za to kompletnie bez polotu i pustego jak bazylika w nocy. A i umiejętności fachowcom zza naszej wschodniej granicy też nie można odmówić. Nie zawsze ich wysiłki spotyka należyta nagroda – gry pokroju Faces of War, Theatre of War czy Brygada E5/7.62mm czasami zostają uznane za przekombinowane bądź adresowane do wąskiego kręgu odbiorców. Summa summarum nie znajdują należytego uznania, pozostając produkcjami niszowymi. Czy 9 kompanię spotka podobny, smutny los, czy ma ona jednak szansę przebić się do czołówki taktycznych RTSów?
9 kompania to taktyczna strategia czasu rzeczywistego, pozwalająca pokierować poczynaniami żołnierzy radzieckich z kompanii powietrzno-desantowej. Nie wysyłamy ich jednak na jakiś poligon w ZSRR, ale prowadzimy w bój podczas wojny radziecko-afgańskiej, jednej z najbardziej znanych i krwawych wojen XX w. I tylko ich, gdyż mudżahedinami nie dane będzie nam powalczyć, co z pewnością zmartwi paru graczy. Jako że gra luźno bazuje na znakomitym filmie pod tym samym tytułem, część żołnierzy to postacie doskonale znane z obrazu Bondarczuka.
Tu warto od razu wspomnieć o nietypowych ekranach ładowania kolejnych misji, przyciągających uwagę gracza... fragmentami wspomnianego filmu (niestety pozbawionymi dźwięku). W programie zawarto elementy RPG – każdy z żołnierzy charakteryzuje się pewnymi cechami (nic oryginalnego – doświadczenie, umiejętność strzelania z różnych rodzajów broni), które rozwijają się, gdy wojak z rekruta przeistacza się w weterana, przechodząc swój szlak bojowy przez kolejne epizody składającej się z 10-tu scenariuszy kampanii. Każda taka misja to grubo ponad godzina zabawy. Zresztą – przedniej, bo też i zadania są niczego sobie, choć prochu się w tej materii już chyba nie wymyśli. A to podlegli nam sowieci muszą przechwycić sunącą z Pakistanu karawanę z bronią dla rebeliantów, a to odbić z rąk duszmanów garstkę towarzyszy broni, którzy cudem ocaleli z całego batalionu piechoty, gdy ten wpadł w zasadzkę mudżahedinów. Wyzwania są wciągające i główkowania, by je wykonać z jak najmniejszymi stratami na koncie, jest sporo.
Tytuł stawia na realizm rozgrywki, przynajmniej takie wrażenie można odnieść już po kilku chwilach (słodkiego) tete a tete z programem. Z pewnością nie jest to gra, w której najlepsze rezultaty przynosi zaznaczenie wszystkich dostępnych jednostek i wysłanie ich na wroga w celu zmiecenia go z powierzchni ziemi. Takie nieprzemyślane i beztroskie działanie zostanie niechybnie skarcone, a grupa owych jednostek – szybko unicestwiona. Doskonale widać to na przykładzie radzieckich wozów bojowych – jeśli puścić je naprzód bez osłony piechoty, natychmiast padają łupem „świętych wojowników”, z których co drugi uzbrojony jest w rakietowy granatnik ppanc. Trzeba się także liczyć z potwornym zużyciem amunicji (co jest w przypadku desantowców co najmniej dziwne, bo ich akurat uczy się celnego strzelania i oszczędzania amunicji – rzeczy niezmiernie ważnych podczas działania za linią npla, gdy jesteśmy odcięci od własnego zaopatrzenia). Oczywiście zawsze można wezwać na pomoc śmigłowiec czy samolot szturmowy albo wesprzeć się ostrzałem rakietowym, ale uczynić to może tylko żołnierz z radiostacją – jeśli i on dostanie w czapę, robi się bardzo gorąco.