autor: Krzysztof Gonciarz
Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots - recenzja gry - Strona 3
Najlepszy exclusive na PlayStation 3? Przecież nie mogło być inaczej.
Znacząco zmienia się system zarządzania uzbrojeniem. Snake zawsze pozostawiany był przez swoich pracodawców na lodzie i dysponował jedynie tym, co samodzielnie znalazł na polu bitwy. Tym razem na nasze usługi jest handlarz o imieniu Drebin. Z jego sklepu możemy korzystać w każdym momencie gry – jest to jedna z opcji w menu, które pojawia się po wciśnięciu Start. Walutą, którą płacimy za broń i przedmioty (są także gadżety do tuningu broni) są tzw. Drebin Points. Zbieramy je za podnoszenie giwer upuszczonych przez pokonanych przeciwników. Wszystko to ma swoje uzasadnienie fabularne: w tym świecie każda pukawka jest spersonalizowana tak, że działa tylko w rękach żołnierza o odpowiednim identyfikatorze; Drebin robi pieniądze na usuwaniu takich zabezpieczeń i sprzedawaniu broni na lewo.
W MGS-ach zawsze bardzo dużą rolę grali bossowie – zwykle wchodzący w skład jakiejś jednostki specjalnej: Cobra, FOXHOUND, Dead Cell, co tam chcecie. Tym razem są to wspomniane Beauty and the Beast, czyli doświadczone przez wojnę dziewczyny, którym się trochę poprzestawiało. Każda bitwa jest inna i dopracowana na swój sposób, a w zasadzie każda zasługuje na zapamiętanie. Męczą tylko cut-scenki przedstawiające bossów przed i po walce. Wszystkie są prawie takie same, a zawierają za dużo krzyków, ryków, warczenia i jojczenia.
Warstwa techniczna MGS4 to majstersztyk: grafika i animacja są prześliczne. Można by się czepiać o drobną sterylność czy zdarzające się wrażenie pustki – ale nie powinno się. Doskonale stworzono modele postaci, wśród których na pierwszy plan wysuwa się przecież piękna Naomi, wzorowana na Monice Belucci. Pomarszczony, zgorzkniały Snake budzi zarazem respekt i współczucie – jego kreacja w tej części jest na swój sposób epokowa. Idealnie spisują się też aktorzy podkładający głosy; zwraca uwagę chociażby głos Ocelota, który mówi z „brytyjskim” akcentem Liquida Albo dojrzały, całkowicie wyzuty z uczuć Raiden. Heh. W ogóle, te filmiki, te dialogi, te sceny. Coś pięknego.
Tak oto kończy się historia Solid Snake’a. Odchodzi z pompą, w swojej najdoskonalszej pod każdym względem przygodzie. I może zakończenie nie wyciska łez w tak inwazyjny sposób, jak robiły to ostatnie takty Snake Eatera, ale może i dobrze. Można śmiało powiedzieć, że Metal Gear Solid 4 to najlepszy exclusive na PS3 – ale i konkurencję ma na tyle słabą, że taki tytuł tylko go umniejsza. W często cytowanej wypowiedzi Kojima stwierdził, że nie jest Georgem Lucasem i nie planuje fabuły swoich gier naprzód. A wiecie co? Lepiej to wszystko pospinał, niż George tworząc Nową Trylogię. Czy trzeba mówić coś więcej?
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PLUSY:
- jak zawsze niezwykła fabuła, *w miarę* zrozumiała bez znajomości serii;
- niezliczona liczba smaczków dla fanów serii;
- przepiękna oprawa audiowizualna;
- w zasadzie brak niedomówień.
MINUSY:
- filmiki zdarzają się być przemęczone;
- bez znajomości angielskiego nie ma tu czego szukać;
- archaiczność niektórych aspektów rozgrywki.