Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 czerwca 2008, 11:15

autor: Szymon Błaszczyk

Crisis Core: Final Fantasy VII - recenzja gry

Jeśli Crisis Core jest zapowiedzią tego, w jakim kierunku zmierza seria Final Fantasy, jestem spokojny o jej los. Ten kierunek, to zdecydowanie dobry kierunek.

Recenzja powstała na bazie wersji PSP.

Final Fantasy... Nie sądzę, by znalazło się więcej niż kilka osób, którym tytuł ten nigdy nie obił się o uszy. Wszak to chyba jedna z najpopularniejszych i jedna z najdłuższych serii gier cRPG. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że w zasadzie żadna część Final Fantasy nie zeszła poniżej pewnego poziomu. Bardzo wysokiego poziomu, należy podkreślić. A biorąc pod uwagę fakt, że seria na przełomie ponad 20 lat zahaczyła o niemalże każdą liczącą się platformę, to naprawdę spore osiągnięcie powstałego z zespołów Square oraz Enix studia developerskiego... Square Enix. Z roku na rok jednak wymagania graczy rosną, w związku z czym Japończycy musieli podjąć pewne ryzyko, by zaskoczyć posiadaczy PlayStation Portable jakimś niekonwencjonalnym rozwiązaniem w swej najnowszej produkcji. I zaskoczyli. Efekt jest taki, że Crisis Core: Final Fantasy VII zasługuje bardziej na miano action RPGa, aniżeli cRPGa. Czy to źle, czy dobrze – ot, rzecz gustu i upodobań. Każdy fan FF prędzej czy później i tak poleci do sklepu po swój egzemplarz Crisis Core. Ja tymczasem spróbuję przekonać pozostałe osoby, że najwyższa pora zapoznać się z tą serią.

Zręcznościowe walki w czasie rzeczywistym to jedna z największych zalet Crisis Core. Zrealizowano je porządnie i z pomysłem.

Zespół Square Enix nie przypadkiem zdecydował się na odświeżenie odsłony oznaczonej numerkiem siedem. Mnóstwo osób to właśnie ją uznało za najlepszą z całej sagi. Crisis Core jest elementem, nazwijmy to, pewnego przedsięwzięcia, jakie zaradna ekipa Japończyków realizuje już od kilku lat. Polega ono na wskrzeszaniu w różnej postaci historii opowiedzianej w Final Fantasy VII. Tym samym pojawiła się już między innymi gra Dirge of Cerberus na PlayStation 2, która pod względem fabularnym wybiega trzy lata naprzód w stosunku do oryginału, nieźle przyjęty film Advent Children (on z kolei przedstawia wydarzenia na rok przed losami bohaterów z DoC) czy kilka powieści raczej wyłącznie dla największych zapaleńców. Niewykluczone, że Crisis Core będzie ostatnią próbą przywrócenia dawnego blasku Final Fantasy VII. Co ciekawe, gra w przeciwieństwie do wyżej wymienionych produkcji cofa nas o kilka lat wstecz. Jest to więc prequel. Nie ma jednak możliwości, by odkryć chociaż jedną trzecią tajników fabuły oryginalnego Final Fantasy VII, zapoznając się z jedynie ze wersją specjalną przeznaczoną na PSP. Jeśli ktoś chce dobrze orientować się w tym niezwykłym oraz na swój sposób urokliwym świecie intryg i nieoczekiwanych zwrotów akcji, powinien najpierw sięgnąć po poprzednie części, a przede wszystkim po tę z numerkiem siedem.

A warto to zrobić, gdyż seria Final Fantasy zawsze słynęła przede wszystkim ze wspaniałej warstwy fabularnej. Również Crisis Core pod tym względem nie odstaje od pozostałych prequeli czy sequeli. Opowiedziana historia nie dość, że cały czas trzyma w napięciu, nie dając graczowi ani chwili wytchnienia, to jeszcze momentami naprawdę potrafi zaskoczyć. I to właśnie jest w tym wszystkim najlepsze. Gracz skupia się na zabawie, tłukąc po łbach kolejnych przeciwników, a tu nagle pojawia się cut-scenka, która wnosi zupełnie nowy, zazwyczaj bardzo ciekawy wątek. A propos cut-scenek – prezentują się naprawdę świetnie zarówno pod względem wykonania jak i sposobu pokazania zdarzeń. To jedne z najlepszych prerenderowanych filmików, jakie kiedykolwiek miałem okazję widzieć! Na pewno nie bez znaczenia jest panoramiczny ekranik konsolki Sony. To jednak zupełnie co innego oglądać efektowne cut-scenki na zwykłym kineskopowym telewizorze, a co innego delektować się nimi w formacie 16:9.

System Digital Mind Wave w pełnej krasie. To przemyślane i bardzo urozmaicające rozgrywkę rozwiązanie.

Graczowi przyjdzie wcielić się w postać niejakiego Zacka – bliskiego kumpla Clouda Strife’a, głównego bohatera Final Fantasy VII. Zack, jako członek elitarnej jednostki operacyjnej SOLDIER, niejednokrotnie będzie miał okazję wykazać się w boju, czego zresztą bardzo pragnie już od momentu, gdy go poznajemy. Co prawda na samym początku sympatyczny i bardzo ambitny młody chłopak jest jedynie zwykłym szeregowcem (Second Class SOLDIER), ale bardzo szybko awansuje i podejmuje się naprawdę trudnych oraz niebezpiecznych misji na obszarze Wutai, gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła spora grupa operacyjna oficerów (First Class SOLDIERs). W odpowiednim przygotowaniu się do czekających go zadań pomoże mu jego surowy, twardo trzymający się zasad mentor Angeal. Po jakiejś godzinie (może dwu) zabawy poznamy też Sephirotha – równie doświadczonego oficera. Obaj panowie mają istotne znaczenie dla rozwoju fabuły i to właśnie oni na każdym kroku towarzyszą sterowanej przez nas postaci, czyli wspomnianemu Zackowi. A czy bardziej mu pomagają, czy też bardziej utrudniają jego poczynania, to już osobna sprawa...

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, Crisis Core ma niewiele wspólnego z oryginalnym, wydanym jeszcze w poprzedniej dekadzie Final Fantasy VII . Gracze, którzy zjedli zęby na PSX, zapewne mile wspominają z pierwowzoru nie tylko genialną warstwę fabularną, ale też przemyślany i znakomicie funkcjonujący turowy system walki. Niewątpliwie pamiętają oni również, że w FFVII przez sporą część rozgrywki należało kontrolować nawet trzy postacie. Crisis Core jest pod tym względem zupełny inny. Tutaj gracz skupia się jedynie na sterowaniu Zackiem. W tej grze nie ma też śladu po tak niegdyś wychwalanym turowym systemie walki. Zastąpiono go potyczkami w czasie rzeczywistym. To kontrowersyjne, ale też ciekawe rozwiązanie, które przynajmniej moim zdaniem bardzo przyzwoicie sprawdza się w praktyce i jest miłą odskocznią od typowego dla Final Fantasy stylu.

Jedna z pierwszych mini gierek. Ta przedstawiona na screenie jest wyjątkowo idiotyczna i po prostu nudna.

Przy czym Crisis Core w żadnym razie nie jest bezmyślnym hack’n’slashem pozbawionym tej magicznej otoczki, która nie pozwala oderwać się od ekraniku przez długie godziny. Bo jak już wspomniałem, pod względem fabularnym ta część niczym nie ustępuje poprzednim. Grywalność także stoi na wysokim poziomie. Zabawa wygląda w ten sposób, że po wizycie w bazie i przeprowadzeniu dialogów z paroma ważniakami, wybieramy się na jakąś mniej lub bardziej istotną dla fabuły misję, gdzie mamy za zadanie nie tylko spełnić określone cele, ale przede wszystkim wymordować dziesiątki wrogów. Dzięki świetnemu sterowaniu i jeszcze lepiej przemyślanemu interfejsowi, prowadzenie walk naprawdę może się podobać. Na szczęście nie nudzi się ono nawet po kilku godzinach.

Jest to o tyle istotne, że Crisis Core to gra bardzo długa. Nie przesadzę, pisząc, że przeciętnemu graczowi ukończenie wątku fabularnego i wykonanie wszystkich misji pobocznych zajmie grubo ponad 20 godzin! A warto dobrnąć do końca, bo finał zabawy powala na łopatki. Pewne zastrzeżenia można mieć do zadań pobocznych, a konkretnie – do ich zróżnicowania. To, że są krótkie, da się jeszcze uznać za zaletę, ale już ich powtarzalność – absolutnie nie. Po pewnym czasie te zwykle mało opłacalne questy, polegające na masowym likwidowaniu nieprzyjaciół lub szukaniu jakiejś błyskotki, zwyczajnie zaczynają nudzić. Sytuację nieco ratują potyczki z bossami. Skurczybyki nie dość, że są twardzi jak stal, to w dodatku potrafią stosować rozmaite taktyki ofensywne oraz defensywne, celem upolowania postaci gracza.

Prerenderowane cut-scenki prezentują się przewspaniale. Są perfekcyjnie animowane, a zastosowane filtry nadają im unikalny styl.

W Crisis Core na gracza czekają jeszcze dwie fajne niespodzianki. Pierwsza z nich to trój-slotowy system Digital Mind Wave, z którym bardzo często mamy do czynienia w trakcie walki. Polega on na tym, że gdy zadamy poważne obrażenia przeciwnikowi lub użyjemy skutecznej kombinacji czarów albo nagle awansujemy na wyższy poziom, uruchomi się losowanie. Jeśli będziemy mieli odrobinę szczęścia i trafimy na dobre liczby, otrzymamy jakiś bonus bądź trochę punktów energii lub uaktywnimy specjalny, automatyczny tryb walki. Automatyczny, bo całą robotę wykona w nim za nas komputer – nam przyjdzie jedynie obserwować efekt. Tym samym Zack na przykład podleci do przeciwnika i zada mu śmiertelny cios. Wszystko oczywiście zostanie przedstawione w formie ładnej cut-scenki.

Druga niespodzianka związana jest z Materią, czyli innymi słowy – magią w świecie Crisis Core: Final Fantasy VII. Otóż zaklęcia można ze sobą łączyć, tworząc naprawdę potężne kombinacje czarów. Należy to jednak robić ostrożnie, bo można w głupi sposób stracić potężnego skilla na rzecz znacznie słabszego.

Świat przedstawiony w Crysis Core jest naprawdę wspaniały. Lokacje są bogate w szczegóły, a futurystyczno-monumentalny wydźwięk wielu z nich robi spore wrażenie. Mam tu przede wszystkim na myśli centrum dowodzenia organizacji SOLDIER. Przy czym co najmniej równie interesująco prezentują się miejsca, które odwiedzamy w trakcie misji. Trafiamy między innymi do prawie wyludnionej wioski, wielkiej fabryki czy na pustynię. Każda z wymienionych lokacji ma swój urok i niepowtarzalny klimat.

Specjalny tryb walki jest tyleż efektowny, co efektywny. Lista tego typu ataków jest długa.

Dodatkowym smaczkiem są dialogi. Prowadzenie rozmów z NPC-ami to czysta frajda, a to dlatego, że rozmowy te w żadnym razie nie sprawiają wrażenia sztucznych. Mało tego – nierzadko bywają humorystyczne. Stąd nie ma sensu przewijać kolejnych linijek tekstu, nie zwracając uwagi na szczegóły dyskusji pomiędzy postaciami. Lepiej wczytać się i mieć pojęcie o tym, co też się w bazie dzieje. To samo dotyczy e-maili, które gracz bardzo często dostaje od szefostwa albo kumpli. Są na tyle ciekawe, że warto się zapoznać chociaż z ich częścią.

Na temat oprawy graficznej nie ma się co rozwodzić. Jest dobra, jeśli nie bardzo dobra, choć nie wyróżnia sięniczym szczególnym na tle wydanych niedawno FlatOut: Head On czy God of War: Chains of Olympus. Wiele ciepłych słów można natomiast napisać na temat muzyki. Co prawda, trudno jednoznacznie sklasyfikować gatunek (troszkę rocka, troszkę orientu – miły dla ucha miks), do jakiego należą rytmy w Crisis Core, niemniej jednak ten element warstwy dźwiękowej stoi na naprawdę wysokim poziomie. Również głosy głównych bohaterów dobrano perfekcyjnie. Podobnie zresztą jak odgłosy z pola walki – one też są niczego sobie. W dodatku charakteryzują się dużą jakością. Szczęk miecza, okrzyki bohaterów czy efekty magiczne... To wszystko doskonale słychać nawet w niewielkich głośniczkach PSP. Kawał dobrej roboty – brawo!

Cóż mogę napisać w ramach podsumowania? Zespół Square Enix jak zwykle w formie! Crisis Core: Final Fantasy VII to kolejna znakomita odsłona serii, z którą nie zapoznać się byłoby dużym błędem. W tej grze na próżno szukać poważniejszych wad. I gdyby nie rzadko, ale jednak zdarzające się problemy z pracą kamery oraz monotonne misje poboczne i mini gierki zręcznościowe, ocena byłaby jeszcze wyższa. W Crisis Core zagrać trzeba. Usatysfakcjonowani będą zarówno fani sagi Final Fantasy jak miłośnicy action-RPG.

Szymon „SirGoldi” Błaszczyk

PLUSY:

  • dopieszczona fabuła;
  • genialne cut-scenki;
  • świetne posunięcie zastąpienia turowego systemu walki dobrze zrealizowanymi potyczkami w czasie rzeczywistym;
  • dopracowane sterowanie, przejrzysty interfejs;
  • system Digital Mind Wave;
  • możliwość łączenia czarów;
  • wspaniały świat;
  • dialogi oraz teksty na wysokim poziomie;
  • dobra grafika i jeszcze lepsza oprawa dźwiękowa.

MINUSY:

  • drobne problemy z pracą kamery;
  • zadania poboczne po pewnym czasie stają się nudne;
  • zbyt proste oraz infantylne mini gierki zręcznościowe.
Crisis Core: Final Fantasy VII - recenzja gry
Crisis Core: Final Fantasy VII - recenzja gry

Recenzja gry

Jeśli Crisis Core jest zapowiedzią tego, w jakim kierunku zmierza seria Final Fantasy, jestem spokojny o jej los. Ten kierunek, to zdecydowanie dobry kierunek.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.