Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 maja 2008, 12:11

autor: Paweł Surowiec

IL-2 Sturmovik: 1946 - recenzja gry

Dla młodych adeptów wirtualnego latania - zbiór wszystkiego co najlepsze w serii, wciąż deklasujący wszelką konkurencję.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Marynarz z chorągiewkami w dłoniach zaczyna nimi energicznie wymachiwać. To znak, że nasz klucz może wreszcie wystartować z nagrzanego słońcem pokładu lotniskowca Akagi. Odsuwam do tyłu owiewkę kabiny swojego A6M2 Zeke. Na wypadek gdyby coś poszło nie tak i mój ptaszek przejawiłby przy starcie większą ochotę na popluskanie się w wodzie niż wzbicie się w powietrze - wówczas trzeba będzie szybko wydostać się z kokpitu. Podnoszę fotel, by podczas startu lepiej widzieć pokład pływającego lotniska. Kolejna czynność, którą muszę wykonać, to rozruch silnika – tutaj załatwiam to jednym klawiszem. Jednocześnie rozkładam końcówki skrzydeł swojej maszyny – głupio byłoby rozpaść się w powietrzu tuż po starcie, gdy z macierzystego lotniskowca wpatruje się w ciebie kilkaset par zazdrosnych skośnookich oczu. Płynnym ruchem dźwigni wypuszczam klapy do położenia bojowego. Tyle wystarczy do startu, bowiem naszym zadaniem jest dzisiaj osłona lotników, którzy dostali bilet tylko w jedną stronę (kamikadze), więc pod brzuchy samolotów eskorty nie podwieszono bomb zwiększających ciężar maszyn i tym samym pogarszających ich osiągi. W końcu nadchodzi moja kolej, by wznieść się w niebo. Zwiększam obroty silnika, jednocześnie delikatnie ściągając do siebie drążek sterowy (by nie przeorać śmigłem pokładu), a chwilę później krótkim gestem nakazuję marynarzom z obsługi usunąć klocki spod kół podwozia. Samolot zaczyna szybko toczyć się w kierunku... mostka lotniskowca! Ale od czego są pedały orczyka – gwałtowne kopnięcie w jeden z nich i już rozpędzam się właściwym torem. Trochę już „zardzewiałem”, więc głęboko oddycham z ulgą, gdy pilotowany przez mnie ptaszek po opuszczeniu pokładu zaczyna nabierać prędkości, by końcu mozolnie piąć się w górę, początkowo dzięki wyporowi opuszczonych klap. Po osiągnięciu pułapu docelowego można wreszcie trymować samolot na lot poziomy i otworzyć żaluzje silnika, aby ten mógł trochę odsapnąć. Do celu jeszcze daleka droga, więc ten czas poświęcę na zrecenzowanie gry. A chodzi oczywiście o Il-2 Sturmovik: 1946.

Nawet nie wnikam, co działo się na innych tratewkach ratunkowych, ale sądząc po rozpaczliwych błaganiach przez radio, brutalnie pogwałconych zostało kilka konwencji wojennych...

Pierwsza sprawa: wreszcie symulacja instaluje się i działa na dowolnej partycji. Grę PL otrzymujemy połataną do wersji 4.08m, czyli z ostatnim patchem (potem wyszła jeszcze łatka 4.09, ale w wersji beta). Nie umniejszając wysiłku polskiego wydawcy, trzeba jednak zauważyć, że modele lotu samolotów (tak, tak, tutaj każda maszyna wykazuje odmienne właściwości lotne!) z każdą kolejną łatą ewoluują w stronę zręcznościową. Na co narzekają głównie zawodowi piloci, bo laik tego nie rozpozna. Choć można spróbować przekonać się o tym, odpalając dla porównania pierwotną wersję Szturmowika ze zdecydowanie trudniejszym i mniej wybaczającym (w konfrontacji już z FB) modelem lotu. Nie zrozummy się wszakże źle: mimo tej niepokojącej tendencji do „uzręczniania” rozgrywki wirtualne latanie wciąż jest trudne i jest to ciągle najbardziej realistyczny symulator samolotu bojowego z okresu II wojny światowej na rynku.

Ta edycja gry ma niejako charakter platynowy i zawiera wszystko, co ukazało się do tej pory w znakomitej serii ze słowem „Sturmovik” w tytule: od podstawowej wersji programu z 2001 roku, przez samodzielny dodatek Forgotten Battles z 2003 (i rozszerzenie do niego – Ace Expansion Pack), po Pacific Fighters z roku 2004 i dodatek Pe-2 Peshka z 2006. Wreszcie są również dwa następne rozwinięcia z roku 2006 - tytułowy 1946 i Sturmoviks over Manchuria. Wszystkie te smakowitości podano graczom na płycie DVD. Część z wymienionych programów została już na GOLu zrecenzowana, toteż zajmując się pozostałymi, jednocześnie polecam lekturę już opublikowanych recenzji.

Najstarszy z niezrecenzowanych na GOLu dodatków, czyli Ace Expansion Pack z roku 2003, oferuje nowe mapy w edytorze (front zachodni, czyli Normandia, Ardeny - gdy podstawka i FB dawały okazję powalczyć tylko na froncie wschodnim, zaś PF nad Pacyfikiem) i kampanie dynamiczne (w tym polską „Berlin 1945” na Jakach). Wirtualni piloci będą mieli okazję przetestować multum nowych samolotów (zwłaszcza niemieckich, ale również brytyjskich, amerykańskich, włoskich, a nawet japońskich). Dodatek ów warto pochwalić również za kilka polskich akcentów (poprawna „skórka” dla PZL P.11c, oznaczenia pol. eskadr, czołg lekki 7TP, grafiki (twarze) pilotów oraz polskie głosy i stopnie wojskowe).

Stosunkowo najuboższym pod względem zawartości i atrakcji addonem jest Pe-2 Peshka. Daje on możliwość polatania tytułowym trzymiejscowym radzieckim bombowcem konstrukcji Petlakowa (samolotem będącym odpowiednikiem brytyjskiego De Havilland’a Mosquito czy niemieckiego Junkersa Ju 88) w dwóch statycznych kampaniach na frontach centralnym, białoruskim, leningradzkim i bałtyckim w latach 1943-45.

Dzięki przewodnikowi po samolotach czasy skrobania się w głowę nad tym co pokazują poszczególne zegary w kokpicie powinny odejść w niepamięć.

Rozmyślania nt. gry na chwilę przerywają mi smugi pocisków, które – co konstatuję ze zgrozą – niebezpiecznie blisko zbliżają się do kadłuba mojego wrażliwego na ostrzał Zera. Straciłem czujność i dałem się podejść jak żółtodziób jakiemuś Amerykaninowi w Wildcacie. Zamiast więc samemu na niego spaść i zrąbać w klasycznym „boom&zoom”, muszę teraz dołożyć wszelkich starań, by wywinąć się wrogowi siedzącemu mi na 6-ej. Czując spływającą po plecach strużkę potu (granie w Iłka powoduje oznaki fizycznego wręcz zmęczenia!), wiję się jak węgorz w ciasnej beczce defensywnej, od czasu do czasu wypuszczając nawet - jak ostatni desperat - podwozie. Wszystko na nic, przeciwnik uczepił się mnie jak rzep psiego ogona. W akcie rozpaczy próbuję stosowanego wcześniej przez innych manewru: schodzę na 300m, dyskretnie wypuszczam klapy do położenia do lądowania, przymykam manetkę gazu i... rozpoczynam półpętlę do ziemi, modląc się, by samemu nie zaliczyć samobója po przewspaniałym dzwonie w Matkę-Ziemię. Ta rozpaczliwa zagrywka wreszcie odnosi skutek – przeciwnik idzie za mną, tyle że wierzchołek mojej figury wypada pół metra nad ziemią (uffff), a jego... kilka metrów poniżej poziomu wody. Mam faceta z głowy. O czym to ja mówiłem...?

Kolejny z dodatków, 1946, to hipotetyczny (bo toczony jeszcze po roku 45, konkretnie w czerwcu-wrześniu’46 na 2. Froncie Ukraińskim) konflikt ZSRR z III Rzeszą (w tej wersji alternatywnej historii Amerykanie nawalili na plażach Normandii...). Trzeba jednak przyznać, że nawet misje opisujące wydarzenia, które nie miały miejsca w rzeczywistości, wiarygodnie komponują się z resztą serii.

Główna kampania tego dodatku, VVS’46, stawia jednak przed nami trochę zbyt dużo rutynowych (a tym samym nudnawych...) zadań treningowych czy przebazowania. Konflikt ów toczony jest z szerokim wykorzystaniem wielu nowych samolotów, przede wszystkim odrzutowców (choć nie od razu zasiądziemy za ich sterami), z których część tak naprawdę nawet nie wzbiła się w powietrze, pozostając marzeniem na desce kreślarskiej lub nie wychodząc poza fazę prototypu. Otrzymujemy więc niemieckie: doskonale już znany Me-262, Arado Ar-234 (pierwszy odrzutowy bombowiec, a w zasadzie samolot bombowo-rozpoznawczy), He-162, cudacznego kształtu samolot pionowego startu i lądowania Heinkel Lerche II czy zbudowany w koncepcji latającego skrzydła (albo... batplane’u :-)) „pieszczoch” samego Goringa - Horten Ho-IX. Z niemieckiego Focke-Wulfa Ta-183 można postrzelać przewodowo kierowanymi rakietami powietrze-powietrze X-4. Do w/w dołączają radzieckie MiGi-9 i 13 (ten ostatni o hybrydowym napędzie śmigłowo-odrzutowym) oraz Jak-15.

Szturmowiki nad Mandżurią to z kolei rozszerzenie umożliwiające sprawdzenie w boju Iła-10, prawdziwej bestii, następcy dobrze znanej z wcześniejszych odsłon podobnej maszyny z 2-ką w nazwie. Ten samolot szturmowy zaczynamy oblatywać jeszcze nad Berlinem (w kwietniu i maju ’45), urywając łeb faszystowskiej hydrze, by potem zostać przerzuconym na 1. Front Dalekowschodni, do wspomnianej chińskiej Mandżurii i w operacji „Sierpniowy sztorm” walczyć z Japończykami. Istnieje tutaj także opcja, by zasiąść za sterami maszyn wyprodukowanych w Kraju Kwitnącej Wiśni: na oblot czekają m.in. Mitsubishi J2M Raiden, kilka wariantów serii Ki Nakajimy (np. Ki-27 Nate), Kawanishi N1K2-J z unikatowym mechanizmem automatycznie wypuszczanych klap. Japońska kampania zatytułowana „Wieczna chwała” (także oparta w części na zmyślonych wydarzeniach) zaczyna się od prób powstrzymania Amerykanów od zatknięcia flagi na Iwo Jimie (pamiętacie to słynne zdjęcie?), a kończy w sierpniu ’45 na strącaniu z nieba nad macierzystą Japonią amerykańskich superfortec B-29.

Trafić w takich ciemnościach, że oko wykol w pokład lotniskowca – kupa nerwów. Wylądować, jak się patrzy, 3-punktowo – pełna satysfakcja. Odnotować, że 3 sekundy później silnik przestaje pracować z braku paliwa – bezcenne! Takie wrażenia tylko tutaj!

Na płycie z grą można znaleźć czekające na wydrukowanie mapy rejonów, nad którymi będziemy toczyć walki powietrzne, np. mapy Normandii, Ardenów, atolu Midway, Mandżurii, Birmy itp. Fanom latania z pewnością przyda się też 460-stronicowy przewodnik po samolotach (w formacie pdf i niestety po angielsku – tutaj polski wydawca nawalił) opisujący - poza parametrami taktyczno-technicznymi oraz oprzyrządowaniem kokpitów - także słabe i mocne strony poszczególnych maszyn. Gdzie jednak podziały się te zapowiadane wcześniej ekskluzywne trailery gry Storm of War: Battle of Britain (następca Sturmovika) jak również filmowe wywiady i reportaże, ukazujące kulisy procesu developingu recenzowanego produktu?

Pora kończyć, bo jeszcze czeka mnie lądowanie. A posadzić maszynkę na pokładzie lotniskowca na trzy koła równocześnie to nie kaprys, lecz konieczność, inaczej hak ogonowy może nie złapać liny hamującej. Trzeba więc zachować koncentrację i świeżość, bo to manewr trudniejszy od startu, a nawet samej walki...

Il-2 Sturmovik w swej aktualnej postaci (1946) wciąż – po tylu latach! - deklasuje wszelką konkurencję i spycha ją z powrotem do podziemi, z których miała ona czelność wychynąć. Mimo modeli lotów ewoluujących z każdą łatą w stronę zręcznościową. I nawet mimo nie robiących już takiego wrażenia jak ongiś efektów uszkodzeń oraz nadgryzionej trochę zębem czasu oprawy audiowizualnej (chociaż ta ostatnia też ulegała poprawie prawie z każdym wydanym dodatkiem). Dla młodych adeptów wirtualnego latania - zbiór wszystkiego co najlepsze w serii, w który koniecznie należy się zaopatrzyć, jeżeli chce się zacząć flirt z lotniczymi drugowojennymi simkami. Pozostaje tylko mocno trzymać kciuki, by wychodzący lada dzień na świecie Storm of War: Battle of Britain również w Polsce znalazł wydawcę i by nie trwało to tyle co w przypadku 1946.

Paweł „PaZur_76” Surowiec

PLUSY:

  • ZAWARTOŚĆ, czyli praktycznie wszystko, co do tej pory wyszło do znakomitego IL-2 Sturmovik;
  • tony świetnie odwzorowanych (zarówno z zewnątrz jak i od środka) samolotów do oblatania (ok. 230);
  • równie imponująca liczba misji bojowych (w kampaniach statycznych i dynamicznych);
  • nowe mapy/rejony działań;
  • mnóstwo emocjonujących pojedynków powietrznych, także w trybie dla wielu graczy.

MINUSY:

  • sim trochę się już zestarzał w materii graficzno-dźwiękowej;
  • z łaty na łatę modele lotów są coraz bardziej zręcznościowe.
IL-2 Sturmovik: 1946 - recenzja gry
IL-2 Sturmovik: 1946 - recenzja gry

Recenzja gry

Dla młodych adeptów wirtualnego latania - zbiór wszystkiego co najlepsze w serii, wciąż deklasujący wszelką konkurencję.

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.

Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą
Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą

Recenzja gry

Tytułowe "flippowanie" domów to tylko część atrakcji oferowanych przez najnowszą grę studia Frozen District, część wcale nie najważniejsza. House Flipper 2 zaskoczył mnie bowiem osobistym podejściem do tematu.