Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 14 kwietnia 2008, 11:31

autor: Katarzyna Michałowska

Sam & Max: Sezon 1 - recenzja gry - Strona 3

Kto chce zobaczyć białego królika poruszającego się statecznym krokiem prezydenta USA, pobawić się zginaczem łyżek, powalczyć ze szlamikiem i odpalić rakietę na plecach wielgachnego posągu Abrahama Lincolna?

Obyś żył na tyle długo, żebyś tego pożałował...

Sarkastyczny i zwariowany humor oraz cięte riposty bohaterów to niezaprzeczalny atrybut tej gry. Nie ukrywam, że moje spotkanie z Samem i Maxem polegało przede wszystkim na klikaniu każdego aktywnego obiektu, by móc do woli zaśmiewać się z padających komentarzy. Warto przy tym zaznaczyć, że Sam (bo to nim sterujemy podczas rozgrywki) na temat tych samych przedmiotów i osób ma w każdym z odcinków co innego do powiedzenia. Podobnie polecam obadać za każdym razem plakaty w zaułku pomiędzy biurem naszych policjantów a gabinetem Sybilli, sprawdzić zawartość stojącego przed sklepem Bosko automatu z gumami balonowymi, nagłówki wystawionych pod ladą gazet i koniecznie dopytać się sprzedawcy, czego NIE ma tym razem w ofercie. I przede wszystkim nagabywać wielokrotnie każdą z napotkanych postaci oraz samego Maxa, który nieustająco plącze się dookoła i włazi Samowi pod nogi, co skutkuje efektownym wystrzeleniem go przez kolegę w powietrze.

Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego...

Ten wiatrak mi powiewa...

Zaczepianie Maxa ma zresztą podwójny sens, bowiem teoretycznie możemy prosić go o podpowiedź w momencie utknięcia i zaćmienia, co robić dalej. Teoretycznie – gdyż próżno spodziewać się po szurniętym króliku sensownych odpowiedzi, niemniej same pytania, jakie mu zadamy, nie raz naprowadzą na trop, którym powinniśmy zmierzać. W tej kwestii warto też zwracać uwagę na nie znikające podczas konwersacji linijki dialogowe, które wyraźnie wskazują, na czym należy się skupić, by pomyślnie przebrnąć przez meandry abstrakcyjnej fabuły.

Dobrodziejstwo – rzadki przypadek odwrotnego złodziejstwa...

Wspominam o tym nie bez powodu – gra zabawna, lekka i w zasadzie nie bardzo trudna, momentami właśnie za przyczyną wariackich pomysłów na rozwiązanie zagadek czy wybrnięcie z jakiegoś problemu może sprawić trochę kłopotu. Nie tak łatwo błyskawicznie wpaść na to, że nie wystarczy podrabianego Maxa nakarmić wyciągniętym z kapelusza szczurem, ale trzeba raz jeszcze wyjąć owego szczura z kapelusza, bo dorwać w ten sposób niespożyty maksiowy żołądek. Podobnie zaskakujących i bzdurnych rozwiązań jest bez liku i choć czasem udaje się trochę w miarę logicznie pokombinować, równie często zmuszeni jesteśmy do wypróbowywania wszystkiego na wszystkim i wciskania każdemu całej zawartości naszego przechowywanego w kartonowym pudełku ekwipunku.

Kupiłem ci tę encyklopedię, bo przysięgałeś, że nie umiesz czytać...

Oprócz typowych zagadek związanych z użyciem przedmiotów, sporo jest testów polegających na wybraniu prawidłowej odpowiedzi. Musimy umiejętnie poddać się analizie psychologicznej, by zostać uznanym za posiadającego sztuczne zaburzenie osobowości, podpowiadać kamiennej głowie Abrahama Lincolna, jak ma skutecznie poderwać Sybillę w roli kanadyjskiej królowej czy wreszcie odnaleźć się w tekstowej przygodówce. W tytule znajdą się też nietrudne i sympatyczne zręcznościówki polegające np. na strzelaniu w tylne światła jadących przed nami samochodów, na wykazaniu się refleksem podczas gry na automacie w kasynie czy wymagające szybkiego wykonania jakiejś akcji, zanim dana osoba odwróci się lub zmieni pozycję.