Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 kwietnia 2008, 11:31

autor: Katarzyna Michałowska

Sam & Max: Sezon 1 - recenzja gry

Kto chce zobaczyć białego królika poruszającego się statecznym krokiem prezydenta USA, pobawić się zginaczem łyżek, powalczyć ze szlamikiem i odpalić rakietę na plecach wielgachnego posągu Abrahama Lincolna?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kiedyś się z tym obudziłem, w sumie to dzisiaj...

Życie, moi mili, to nie bajka, nawet jeśli toczy się w kreskówce czy na ekranie monitora. Miasto terroryzuje zorganizowana przestępczość, po sklepach rozprowadzane są kasety o podejrzanej treści, niezrównoważeni psychicznie prezenterzy telewizyjni biorą publiczność jako zakładników a prezydent kraju okazuje się być marionetką. I jak porządni, konserwatywni i bogobojni obywatele mają się w tym odnaleźć? Bez obaw. Na straży ich spokojnego snu czuwa Policja Ochotnicza, w osobach niezawodnego Sama i nieobliczalnego Maxa. Trudno o lepszy i bardziej nieprzewidywalny duet.

Tego samego zdania niewątpliwie musi być Steve Purcell, twórca owych zakręconych postaci, które – zadebiutowawszy w komiksie jego autorstwa – od jakiegoś czasu dostarczają powodów do radości graczom komputerowym w kolejno wydawanych epizodach. Niedawno doczekaliśmy się wreszcie zebrania kilku z nich w jedną całość i zaprezentowania polskim odbiorcom w kompletnie przetłumaczonej wersji.

Dzień pracy prawdziwego Ochotniczego Policjanta nigdy się nie kończy...

Zasady są po to, żeby je łamać i... barwić papierek lakmusowy...

Podczas sześciu odcinków Sezonu Pierwszego będziemy starali się dociec przyczyn popadania w dziwny trans kolejnych członków lokalnej społeczności i z pełnym zaangażowaniem postaramy się przywrócić ich na łono normalności (Sam, pozwól, ja, ja, ja, przywalę mu rękawicą!) oraz rzecz jasna odkryć, kto lub co kryje się za hipnotycznym spiskiem. Jakkolwiek każdy z epizodów tworzy odrębną historyjkę, ich wątkiem przewodnim jest właśnie owa tajemnicza siła, zmuszająca ofiary do działania zgodnie z jej życzeniem. Warto zatem przechodzić grę po kolei, bowiem i sami bohaterowie nawiązują w swych wypowiedziach do zdarzeń z poprzedniego odcinka, i końcówka każdego z nich sugeruje ciąg dalszy. A już zupełnym bezsensem byłoby zaczynać od ostatniej, podsumowującej wcześniejsze, przygody.

Możesz streścić nam książkę w dziesięciu słowach. Mamy bardzo napięty grafik...

Fabuła każdego z epizodów jak i gry jako całości jest mocno irracjonalna. Trudno zresztą, żeby było inaczej w produkcji, której głównymi bohaterami są odziany w elegancki garnitur i nieodłączny kapelusik pies Sam oraz odziany li i jedynie we własne białe futerko królik Max. To zresztą nie jedni spersonifikowani (nie mylić ze spetryfikowaniem...) przedstawiciele fauny w świecie gry. Kogut i krowa są gwiazdami sitcomu, w szeregi mafii przeniknął kret, w biurze naszych policjantów mieszka Jurek Dwa Zęby – natrętny i złośliwy szczur, zaś miniaturowe urządzenie podsłuchowe, z którego korzystają nasi detektywi, to prawdziwa żywa pluskwa, powtarzająca głosem inwigilowanych osób każde zasłyszane zdanie.

Właśnie zauważyłem, że moja lewa stopa jest tej samej wielkości co prawa...

Nie mniej absurdalne są postacie ludzkie: Sybilla Pandemia, krótkodystansowa karierowiczka, czyli kobieta tysiąca zawodów (i niewidocznej górnej szczęki) oraz cierpiący na manię prześladowczą sklepikarz Bosco, występujący w każdym odcinku pod inną przykrywką (jako angielski dżentelmen, rodowity Francuz, rosyjski towarzysz, półelficki łowca czy wreszcie własna matka). Przez całą rozgrywkę przewijają się też, wprowadzając w nią sporo zamieszania, eksgwiazdy telewizyjne z lat siedemdziesiątych, czyli Oranżaki, wyglądające w swych chłopięcych mundurkach jak mocno przeterminowani małoletni. Nie brak i innych oryginałów, będących parodiami postaci z show biznesu, jak prezenterka talk-show Ela Drzazga czy iluzjonista Mlecz Szczęściak. Ekipa lokalizacyjna zażartowała sobie nie tylko z tych znanych osób, w dialogach pada niejedno przekręcone zabawnie nazwisko czy ksywka (Kinga Rusek, Fretka), znajdziemy tu też aluzje polityczne (borowiki, Lew Misiak) i inne słowne igraszki typu Misio Kolabor czy kolekcja Kolcze i Kaftana.

Boski Bosko w całej okazałości...

Potrafię docenić wewnętrzne piękno. Mam nawet własną aparaturę USG...

Do tak specyficznych postaci wypada dobrać stosowny dubbing i tak też się stało. Na pierwszy rzut oka bryluje postrzelony wiercipięta Max, którego wszędzie pełno i którego wypowiedzi idealnie odzwierciedlają jego pokręconą osobowość. Jarosław Boberek jest tak rewelacyjny w tej roli, że wręcz można dostrzec pewne podobieństwo pomiędzy sympatycznym aktorem a rozdziawionym w króliczym uśmiechu Maxem. Po chwili oswojenia się z jakże typowym dla Wojciecha Manna lakonicznym sposobem mówienia, zaczynamy doceniać również i jego świetne oddanie niezmąconej siły spokoju dobrodusznego a przy tym ironicznego Sama. Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że Bosko jest rzeczywiście boski oraz o epizodycznej a jednak dającej się zauważyć rólce Jurka Dwa Zęby. W sumie trudno mieć zastrzeżenia do zaprezentowania którejkolwiek z postaci. Piskliwy Mlecz Szczęściak jest tak irytujący jak zapewne miał być, Sybilla w polskiej wersji ma dużo przyjemniejszy głos niż w oryginale, a Oranżaki są prawdziwie nieznośne i marudne.

Ja się chyba zaraz odstresuję na czyjejś czaszce...

Co przegapili nasi podczas spolszczenia? W grze jest zagadka polegająca na odkryciu, na jakie trzy kolory należy pomalować Desoto – samochód detektywów. Informuje o tym trzyliterowy skrót na tablicy rejestracyjnej pojazdu. Oczywiście, nikt nam tego nie uświadamia – to jedna z zagwozdek, które powinniśmy rozgryźć sami. I pewnie rozgryźlibyśmy, obserwując, na jakiej zasadzie trójbarwne pojazdy przepuszczane są przez bramkę kontrolną przed bankiem, gdyby skróty na tablicach tychże pojazdów były w języku polskim, tak jak ma to miejsce w przypadku Desoto. Niestety, pozostały one po angielsku, co mocno utrudnia doszukanie się tejże zależności. Inne wpadki to raz czy dwa mówiący po angielsku Sam albo mówiący niedokładnie to, co leci w napisach. A propos niedokładnie, fajną sprawą z kolei jest to, że – klikając na linijkę dialogową – usłyszymy niekiedy nie do końca to, czego moglibyśmy się spodziewać. Ten akurat manewr jest zamierzony i w sympatyczny sposób ubarwia dziesiątki prowadzonych przez postacie rozmów.

Obyś żył na tyle długo, żebyś tego pożałował...

Sarkastyczny i zwariowany humor oraz cięte riposty bohaterów to niezaprzeczalny atrybut tej gry. Nie ukrywam, że moje spotkanie z Samem i Maxem polegało przede wszystkim na klikaniu każdego aktywnego obiektu, by móc do woli zaśmiewać się z padających komentarzy. Warto przy tym zaznaczyć, że Sam (bo to nim sterujemy podczas rozgrywki) na temat tych samych przedmiotów i osób ma w każdym z odcinków co innego do powiedzenia. Podobnie polecam obadać za każdym razem plakaty w zaułku pomiędzy biurem naszych policjantów a gabinetem Sybilli, sprawdzić zawartość stojącego przed sklepem Bosko automatu z gumami balonowymi, nagłówki wystawionych pod ladą gazet i koniecznie dopytać się sprzedawcy, czego NIE ma tym razem w ofercie. I przede wszystkim nagabywać wielokrotnie każdą z napotkanych postaci oraz samego Maxa, który nieustająco plącze się dookoła i włazi Samowi pod nogi, co skutkuje efektownym wystrzeleniem go przez kolegę w powietrze.

Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego...

Ten wiatrak mi powiewa...

Zaczepianie Maxa ma zresztą podwójny sens, bowiem teoretycznie możemy prosić go o podpowiedź w momencie utknięcia i zaćmienia, co robić dalej. Teoretycznie – gdyż próżno spodziewać się po szurniętym króliku sensownych odpowiedzi, niemniej same pytania, jakie mu zadamy, nie raz naprowadzą na trop, którym powinniśmy zmierzać. W tej kwestii warto też zwracać uwagę na nie znikające podczas konwersacji linijki dialogowe, które wyraźnie wskazują, na czym należy się skupić, by pomyślnie przebrnąć przez meandry abstrakcyjnej fabuły.

Dobrodziejstwo – rzadki przypadek odwrotnego złodziejstwa...

Wspominam o tym nie bez powodu – gra zabawna, lekka i w zasadzie nie bardzo trudna, momentami właśnie za przyczyną wariackich pomysłów na rozwiązanie zagadek czy wybrnięcie z jakiegoś problemu może sprawić trochę kłopotu. Nie tak łatwo błyskawicznie wpaść na to, że nie wystarczy podrabianego Maxa nakarmić wyciągniętym z kapelusza szczurem, ale trzeba raz jeszcze wyjąć owego szczura z kapelusza, bo dorwać w ten sposób niespożyty maksiowy żołądek. Podobnie zaskakujących i bzdurnych rozwiązań jest bez liku i choć czasem udaje się trochę w miarę logicznie pokombinować, równie często zmuszeni jesteśmy do wypróbowywania wszystkiego na wszystkim i wciskania każdemu całej zawartości naszego przechowywanego w kartonowym pudełku ekwipunku.

Kupiłem ci tę encyklopedię, bo przysięgałeś, że nie umiesz czytać...

Oprócz typowych zagadek związanych z użyciem przedmiotów, sporo jest testów polegających na wybraniu prawidłowej odpowiedzi. Musimy umiejętnie poddać się analizie psychologicznej, by zostać uznanym za posiadającego sztuczne zaburzenie osobowości, podpowiadać kamiennej głowie Abrahama Lincolna, jak ma skutecznie poderwać Sybillę w roli kanadyjskiej królowej czy wreszcie odnaleźć się w tekstowej przygodówce. W tytule znajdą się też nietrudne i sympatyczne zręcznościówki polegające np. na strzelaniu w tylne światła jadących przed nami samochodów, na wykazaniu się refleksem podczas gry na automacie w kasynie czy wymagające szybkiego wykonania jakiejś akcji, zanim dana osoba odwróci się lub zmieni pozycję.

Nie handluję z policją. To taki mój etos...

Stałymi elementami rozgrywki są: odebranie telefonu od komendanta i otrzymanie kolejnej absolutnie zaskakującej Sama (tu stosowny okrzyk) sprawy, odwiedzenie w poszukiwaniu natchnienia gabinetu Sybilli, parającej się zupełnie innym i nie mniej durnym niż poprzednio zawodem oraz wpadnięcie do sklepiku Bosko (Bosko u Bosko), by za horrendalną kwotę (której zdobycie wymaga przeprowadzenia skomplikowanych i podstępnych działań) nabyć następny z jego genialnych wynalazków – a to serum prawdy w postaci butelki alkoholu, a to broń bakteriologiczną, czyli jego własną wydzielinę z nosa. Wiadomo też, że obsesyjnie podejrzliwy sprzedawca skonstruuje każdorazowo nowy system zabezpieczający go przed takimi niepożądanymi wypadkami jak wyniesienie towaru ze sklepu, wniesienie towaru do sklepu czy ewentualny atak rakietowy.

Hej, dziewczynooooo... spójrz na misiaaaaaa...

Nie możemy się jakoś dogadać? Możemy, jeśli nie będziemy się odzywać...

W każdym z odcinków pojawia się nowa (niestety przeważnie tylko jedna) lokacja, będąca domniemanym miejscem przestępstwa. W ten sposób trafiamy do kasyna Lalkowej Mafii, studia telewizyjnego, Domu Kultury dla Przebrzmiałych Sław a nawet do Białego Domu. Nie zmienia to jednak faktu, że praktycznie przez większość gry wędrujemy po tej samej uliczce, przy której mieści się biuro Policji Ochotniczej, lokale Sybilli i Bosko oraz parkuje samochód Sama i Maxa. I tak z powodu małej liczby lokacji i konieczności obskakiwania w kółko tych samych miejsc, mimo świetnych postaci, ogromnej dawki poczucia humoru i niebanalnych zmagań naszych bohaterów możemy czasem odczuć odrobinę znużenia. Szczęśliwie dwa ostatnie epizody zmieniają nieco perspektywę zabawy – większa część akcji szóstego odcinka toczy się na Księżycu, natomiast w piątym trafiamy do komputerowej rzeczywistości 2.0 i choć teoretycznie jesteśmy na tej samej znajomej uliczce, to porównywanie wyglądu opatrzonych już miejsc z ich wirtualnymi odpowiednikami i przemieszczanie się pomiędzy nimi sprawia sporo frajdy. Dodatkowego uroku dodają nawiązania do stylistyki dawnych platformówek obecne i w postaci zadań do wykonania, i w postaci elektronicznej dżinglowej muzyczki rodem z Pegasusa. Melodie wcześniejsze mają natomiast bardziej jazzujący styl, kojarzący się raczej ze starymi przygodówkami.

Ukradłem tę monetę uczciwie...

Całość oprawy graficznej ma charakter komiksowo-radosno-kreskówkowy, co jest bardzo przyjemne dla oka. Oto dobitny dowód na to, że śmieszna gra nie musi razić odblaskowymi, krzykliwymi kolorami (patrz Ankh czy Jack Keane). Lokacje są bogate w szczegóły i mnóstwo obiektów, które warto badać i oglądać. Natomiast, pomijając kręcącego się bez przerwy wszędobylskiego i wydającego pewien hmm... charakterystyczny odgłos spod pachy królika, są one raczej statyczne. Poza wykazującymi przejawy życia postaciami z animacji mamy jedynie przejeżdżające ulicą samochody i przemykający za budynkiem pociąg. Zapomnijcie o drżących liściach na drzewach, powiewającej zasłonce w oknie czy błyskających sklepowych reklamach – to nie ta bajka, znaczy się gra.

Przewiduję, że za jakieś 20 minut Biały Dom mamy opanowany...

Ogłoszenie językowe: języki przymarznięte do zamrażarki stają się własnością właściciela sklepu...

Niemniej pomysłowość autorów w obmyślaniu perypetii zwariowanej pary, humor słowny i sytuacyjny, przekomiczne i przebarwne postacie oraz nieprzewidywalne zakończenie każdego z epizodów mają wielką moc przyciągania. Kto zatem chce zobaczyć białego królika poruszającego się (przez chwilę) statecznym krokiem prezydenta USA, zajrzeć do szafy, by pogadać z przechowywanym tam na pamiątkę Leonardem, pobawić się zginaczem łyżek, powalczyć ze szlamikiem i odpalić rakietę na plecach wielgachnego posągu Abrahama Lincolna oraz porządnie się pośmiać, na co czeka? No, trzymajcie mnie ciepło... Na co?

Katarzyna „Kayleigh” Michałowska

PLUSY:

  1. obśmiałam się jak mrówka;
  2. polski dubbing;
  3. genialne postacie;
  4. przyjemny entourage;
  5. dużo fajnego, absolutnie niezobowiązującego do niczego, relaksu;
  6. automatyczny zapis;
  7. dodatki (plakat, tapety, zwiastuny, grafiki i inne);
  8. elegancka oprawa pudełkowa;
  9. oczywiście – point&click.

MINUSY:

  1. w celu rozpoczęcia każdego odcinka trzeba wyłączyć i włączyć grę;
  2. nie można przewinąć czołówki;
  3. nie można przyspieszyć Sama (no jakżeby...);
  4. przydałoby się więcej lokacji do zwiedzania.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Draugnimir Ekspert 25 lipca 2016

(PC) Nie sądziłem, że kiedyś trafię na grę, za której największą siłę uznam polski dubbing. Sam & Max (czyt. Wojciech Mann & Jarosław Boberek) zweryfikowali ten pogląd – ba, wprost nie mogę się zmusić do sięgnięcia po drugi sezon albo klasyczne Hit the Road, mając świadomość, że słyszałbym tam oryginalnych aktorów głosowych. No dobra, ale 8.5 nie dałem za samo wybitne tłumaczenie. Zachwycił mnie również inteligentnie absurdalny humor, wyrażający się tak w sytuacjach czy dialogach, jak i w zagadkach. Cóż, okazuje się, że Telltale Games tworzyło świetne przygodówki również przed The Walking Dead ;-)

8.5
Sam & Max: Sezon 1 - recenzja gry
Sam & Max: Sezon 1 - recenzja gry

Recenzja gry

Kto chce zobaczyć białego królika poruszającego się statecznym krokiem prezydenta USA, pobawić się zginaczem łyżek, powalczyć ze szlamikiem i odpalić rakietę na plecach wielgachnego posągu Abrahama Lincolna?

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.