Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 kwietnia 2008, 13:58

autor: Katarzyna Michałowska

Sherlock Holmes kontra Arsene Lupin - recenzja gry - Strona 3

Sherlock Holmes – detektyw legenda, którego inteligencji, przebiegłości i dedukcji nie umknie żaden fakt. Któż odważyłby się z nim zmierzyć? Kto by pomyślał, że w ogóle istnieje ktoś taki? A jednak.

Zmaganiom obu panów towarzyszy niemilknąca ani na moment muzyka, która co prawda zmienia się, jednak zważywszy na fakt, że jest to przede wszystkim muzyka skrzypcowa (czasami dołącza fortepian czy insza orkiestra), mniej zagorzali melomani mogą mieć po pewnym czasie mały problem. Nie odmawiając jej tworzenia stosownego nastroju i jak najbardziej odpowiedniego brzmienia dla gry z wielbicielem skrzypiec w roli głównej, gorąco polecam ściszenie melodii w opcjach z równoczesnym podkręceniem odgłosów. Zostaniemy wówczas mile zaskoczeni tym, że na Baker Street słychać rżenie konia, poszczekiwanie psów, gwizdek policjanta i nawet gwar rozmów. Fajny motyw, choć odrobinkę zabawny, zważywszy, że na ulicy w zasadzie nie ma żywej duszy. No... prawie nie ma. Pamiętam bowiem moment, kiedy jako Watson udałam się na poszukiwanie dorożki. Ta stacjonowała na rogu, a siedzący w górze woźnica co chwilę zamachiwał się biczykiem na konia, ten szarpał głową i przestępował z nogi na nogę, pojazd naturalnie się kołysał, a stojący obok pies merdał ogonem i obwąchiwał chodnik. Liście drzew falowały, gołębie gruchały, dziobiąc ziarno, a policjant wygrażał palcem złapanemu wreszcie łobuziakowi. Tak się zapatrzyłam na ten obrazek, że zapomniałam, po co w zasadzie wyszłam z kamienicy... Ta dbałość o szczegóły i koloryt epoki jest naprawdę godna pochwały. Aż dziwne, że równocześnie wszyscy policjanci wyglądają jak odbity przez kalkę Rufles, a wszyscy strażnicy w Tower jak ich szef (z wyjątkiem jednego, który ma czarne wąsy). Dyrektor Galerii jest łudząco podobny do stróża w Muzeum Narodowym, podobnie jak jego asystent do tamtejszego architekta. Specjalnie przyjrzałam się nawet rozmawiającym w okolicach księgarni Barnesa kobietom. Odróżniały je jedynie kolory strojów. Szkoda, że tak jak zadbano o uszczegółowienie lokacji, tak nie postarano się o większe zróżnicowanie postaci drugoplanowych, tym bardziej że wcale nie ma ich aż tak wiele.

Co łaska, paniusiu, co łaska...

Za to przeróżnych łamigłówek jest w bród. Trudniejszych i prostszych, wymagających myślenia, kojarzenia faktów, spostrzegawczości, a nawet wiedzy historycznej, zwłaszcza na temat konfliktów angielsko-francuskich. Przede wszystkim Lupin pozostawia Sherlockowi niezliczone ilości karteczek, z mniej lub bardziej zagmatwanymi wierszowanymi podpowiedziami co do miejsca ukrycia kolejnych wskazówek. Jednak zajmujemy się nie tylko ich odszukiwaniem. Musimy także załatać podartą sieć, wykazać się orientacją w poczcie angielskich władców czy w Układzie Słonecznym, rozpoznać herby Rycerzy Okrągłego Stołu, a nawet skonstruować połączone latające balony oraz odczytać pismo klinowe (niestety, ta ostatnia łamigłówka nie dość, że trudna, to jeszcze plansza ze starożytnymi znaczkami momentami zasłania odszyfrowywany tekst).