Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 czerwca 2001, 14:44

autor: Kacper Kieja

Diablo II: Pan Zniszczenia - recenzja gry - Strona 3

Przy wszystkich błędach Diablo II: LoD jest ogromnym krokiem naprzód w porównaniu z Diablo II, a także po prostu rewelacyjną grą, pozwalającą na wiele godzin dobrej zabawy.

W twoim ekwipunku znajdą się również runy, klejnoty oraz talizmany. Runy i klejnoty mogą być wkładane do przedmiotów z „gniazdem” (runy dodatkowo tworzą tzw. „słowa runów”). Natomiast talizmany wystarczy przechowywać w plecaku, by korzystać z ich magicznej mocy (np. dodanie punktów życia, punktów obrażeń, czy zwiększenie wartości odporności). Pomimo znacznego powiększenia skrzynki w Lord of Destruction nadal są okropne kłopoty z przechowywaniem przedmiotów, gdyż jest ich po prostu mnóstwo! Nigdy nie mam serca do tego, by wyrzucać szlachetne kamienie, więc kończy się to tym, że mam w skrzynce sterty brylantów, szmaragdów, czy innych ametystów. Niestety dość rzadko pojawiają się przedmioty z zestawów. W całej rozgrywce na poziomie trudności Normalny dostałem tylko sześć „zielonych” przemiotów i to w dodatku dość często spotykanych (Arktyka, Isenhart, Cleglaw). Jednak tym razem nawet tak mało zaawansowane zestawy mogą się przydać! Dlatego, że autorzy dokonali pewnej nad wyraz chwalebnej rewolucji! Po pierwsze nie trzeba już zebrać całego zestawu, aby korzystać ze specjalnych bonusów. Kiedy masz już dwa artefakty pojawia się pierwsza nagroda (np. dodatkowa obrona, dodatkowe odporności itp.). Po drugie część przedmiotów ewoluuje wraz z twoją postacią! Dzięki temu nawet w czasie rozgrywki z Baalem mój Druid miał na sobie zbroję Futra Arktyki z Obroną wysokości 155 (powiększyła się ona w miarę postępów w grze o przeszło 100 punktów). Oczywiście jest to i tak parametr wyjątkowo słaby (w tym samym czasie moja Czarodziejka używała nasyconej przez Charsi zbroi płytowej z Obroną 444). Ale Futer nie wyrzucałem z uwagi na fakt, że Pas Arktyki zwiększał prawdopodobieństwo znalezienia magicznych przedmiotów o 40%, tylko pod warunkiem, że nosiło się go razem ze zbroją. Poza tym, niestety bezskutecznie, czekałem na znalezienie innych przedmiotów należących do Arktycznego Rynsztunku.

Autorzy znacznie utrudnili rozgrywkę, ale na szczęście dotyczy to w zasadzie tylko poziomów Koszmar i Piekło. Po pierwsze na Koszmarze tracisz aż 40 punktów do każdej odporności, a po drugie twoi przeciwnicy są znacznie bardziej odporni na obrażenia zadawane za pomocą magii żywiołów i na obrażenia fizyczne. Na poziomie Piekło są podobno istoty, które nie mogą zostać fizycznie zranione. Wypada więc tylko życzyć dobrej zabawy (polegającej zapewne na ucieczce do najbliższego portalu) Barbarzyńcy. Na poziomie trudności Normalny podobno nieco „podkręcono” Diablo, ale zarówno Czarodziejką, jak i Druidem zabiłem go bez najmniejszego trudu. W akcie piątym nie staniesz przed specjalnie trudnymi wyzwaniami, pomijając liczbę wrogów (i czasami kłopoty z ich dopadnięciem) oraz walkę z samym Panem Zniszczenia, która jest dość irytująca.

Grafika w Lord of Destruction (przy wszystkich ograniczeniach raczej przestarzałego enginu Diablo II) jest znakomita. Pojawiają się nowe scenerie, takie jak ośnieżone pola, lodowe tunele, czy upiornie czerwone korytarze, prowadzące do Sali Tronowej Władcy Zniszczenia. Kilka rozwiązań miło zaskakuje. Radzę na przykład zwrócić uwagę na interesujący widoczek rozciągający się z góry Arreat. Scenograficzne detale dopracowano w sposób co najmniej satysfakcjonujący, podobnie jest z nowymi efektami specjalnymi, takimi jak czary, czy przemiany Druida. Muzyka w LoD jest doskonała: nastrojowa, ale nie przytłaczająca. Brzmi gdzieś w tle, lecz nie dominuje, a tylko wzbogaca przekazywany obraz. A więc spełnia w stu procentach rolę, którą dobrze skomponowana muzyka spełniać powinna.