Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 lutego 2008, 14:41

autor: Katarzyna Michałowska

Sinking Island - recenzja gry - Strona 3

Sinking Island to wcale udana gra, z dobrze poprowadzoną akcją, nie od razu odgadywalnym mordercą, ciekawymi powiązaniami międzyludzkimi, piękną grafiką, nastrojową oprawą muzyczną i bardzo fajną zabawką w postaci PPA.

A zatem esencją gry jest myślenie, czyli tzw. dedukcja, co dla przygodówkowiczów, zwłaszcza lubujących się w pozycjach typowo detektywistycznych, stanowi chleb powszedni. Oczywiście oprócz zabawy owym przenośnym komputerkiem, tradycyjnie penetrujemy okolicę i zbieramy różne znajdźki, z których jedne okazują się być poszlakami, a inne przydatnymi do tego i owego (np. małego włamu) przedmiotami. Trafi się też kilka typowo logicznych łamigłówek w stylu „wpadnij, co przestawić, wstawić, wysunąć czy nacisnąć, by otworzyć ukryty schowek”, ale generalnie naszym głównym zajęciem jest systematyczne nękanie podejrzanych i wyciąganie z nich istotnych dla sprawy zeznań. Jak widać, gra przypomina trochę te z serii CSI, a rolę Yeliny czy Brassa, wręczających nakazy umożliwiające rozwój śledztwa, spełnia tu PPA, zaliczając nam kolejne zadania i stawiając przed nami następne. Przy czym Sinking Island jest zdecydowanie bardziej klasyczną przygodówką (mimo szczątkowego inwentarza), czyli taką, w której akcja kręci się wokół jednej historii (a nie kliku epizodów powiązanych tylko ekipą detektywów) i w której coraz lepiej poznajemy uczestniczące w grze postacie, staramy się je zrozumieć, usprawiedliwić czy przeniknąć ich motywy.

Bohaterowie, trzeba to przyznać, tym razem naprawdę udali się panu Sokalowi. Są bardzo prawdziwi, emocjonalni, wściekają się, ironizują, dają upust swym namiętnościom, kręcą do samego końca i kierują się tymi samymi przesłankami co większość ludzi w realnym świecie: władza, pieniądze, miłość, zazdrość, zemsta. Niemal za każdym razem Jack zastaje ich podczas prowadzenia prywatnych rozmów, nie mających ani wpływu na fabułę, ani znaczenia dla śledztwa, a jakże przekonująco uwiarygodniających ich osobowości. Cała dziesiątka wchodzi między sobą w szereg zależności, ktoś ma z kimś romans, ktoś wie coś o kimś, ktoś podkochuje się w kimś bez większych nadziei, ktoś się z kimś serdecznie nie trawi. Jeden z bohaterów robi scenę zazdrości Bogu ducha winnemu przyjacielowi swojej żony, co nie przeszkadza mu samemu mieć małego skoku w bok. C’est la vie...

Wszystkiego, o co mnie pan zapyta, użyję przeciwko panu, inspektorze...

Warto przy tym zaznaczyć, że po niemal statycznych postaciach z Paradise tym razem mamy postacie w ciągłym ruchu. Nawet jeśli rozmawiamy z wybraną osobą, pozostałe kręcą się wokół, oddając swoim zajęciom (np. myjąc podłogę czy pichcąc coś przy kuchni), wstając, siadając, przechodząc w inne miejsca. Podczas zbliżeń w trakcie dialogów widoczna jest ich żywa mimika i gestykulacja. Nasz Jack, kiedy nie gonimy go przez korytarze czy ścieżki, rozgląda się, przygląda podłodze, przeciera trzydniowy zarost, zakłada ręce, tupie nogą lub podpiera się pod boki. Wszystko to bardzo ożywia grę, zwłaszcza momenty, które rozgrywają się w wieży, bowiem tu – poza ślicznie wirującymi w smugach światła drobinkami kurzu – specjalnie nie uświadczymy jakichś animacji. Zresztą i na zewnątrz sprowadzają się one głównie do targanych wiatrem palm (co prawda w dużych ilościach, toteż bardzo zauważalnych), pojawiającej się stale w tym samym miejscu błyskawicy, zacinającego deszczu i fal obmywających piaszczysty brzeg. Wszelka żywina nawiała prawdopodobnie w słusznej obawie przed huraganem, ptaków na nieboskłonie nie pamiętam i jedynie przemykający plażą samotny krab stara się ratować honor fauny. Niemniej wrażenie, że na zewnątrz coś się dzieje, a konkretnie szaleje wichura, jest jak najbardziej odczuwalne. Natomiast we wnętrzach jest raczej statycznie, jednakże rekompensuje to bogactwo szczegółów i ozdobników, nawet jeśli bystre oko wypatrzy, że apartamenty gości zrobione są według jednego szablonu. Mimo wszystko trzeba oddać cesarzowi co cesarskie i kolejny raz przyznać, że grafika w produkcjach Sokala jest zawsze jednym z ich atutów.