Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 listopada 2007, 17:17

autor: Artur Justyński

Clive Barker's Jericho - recenzja gry - Strona 3

W rajskim ogrodzie Eden znajdowało się pewne miejsce – The Box. Miejsce ponure, gdzie nic dobrego nie istniało. Tuż przed stworzeniem mężczyzny i kobiety Bóg stworzył coś człekokształtnego, bezpłciowego, obrzydliwego – The Firstborn.

Niewątpliwie należy skarcić autorów za wszystkie lokacje, przez które przyjdzie nam przejść w czasie gry. Od początku do końca jesteśmy prowadzeni po sznurku, brak jakichkolwiek odnóg – no, może kilka. Szkoda, dodałoby to niewątpliwie grozy – ciemne zaułki, pojawiające się za plecami gracza potwory – i przedłużyło rozgrywkę. Podziwianie widoków w większości również nie wchodzi w grę. Jesteśmy ograniczeni z każdej strony ścianami i nic, jak przejście kilku metrów w złą stronę, nie możemy zrobić. Podobnie ma się sprawa interakcji z otoczeniem. Kilka razy napotkamy na przykład wazony, które możemy zniszczyć. Dziury w ścianach widnieją przez chwilę – po wyprowadzeniu serii z karabinu, po kilkunastu strzałach zaczynają znikać. Zważywszy na ilość wystrzeliwanego ołowiu podczas każdej z potyczek, pobojowisko winno przypominać ser szwajcarski... Szkoda, że tak nie jest.

Rzymianie pokonali Asteriksa i Obeliksa, cała nadzieja w Nas.

Dość interesującym elementem są interaktywne filmy, podczas których musimy naciskać odpowiednie klawisze kierunkowe, które są wyświetlane na ekranie. Mamy na to mało czasu, decyzje musimy podejmować bardzo szybko. Jeśli się nam nie uda, efekt będzie jeden: zginiemy. Jednakże nie ma co się bać, gdyż przed każdą taką scenką następuje automatyczny zapis i gdy stracimy życie, dostaniemy kolejną szansę na naciśnięcie odpowiednich klawiszy. Minusem jest fakt, iż sekwencje te za każdym razem są identyczne. Nawet zmiana poziomu trudności na wyższy nic nie da. Podczas przechodzenia gry po raz wtóry filmy te można przejść za pierwszym razem.

Skoro jesteśmy już przy save’ach, te występują w formie checkpointów rozmieszczonych w wystarczająco małej odległości od siebie, by nie musieć powtarzać niemalże całej misji od początku. W sumie w większości przypadków potrzebne nie są, gdyż jeśli nie pozwolimy zginąć chociażby jednej osobie z drużyny, możemy przywrócić do życia pozostałe nie rozpoczynając rozgrywki od początku. Przy czym, jeśli tylko nie przestaniemy strzelać, to z pewnością nie zginiemy – wyjątkiem może być atak samobójczy na całą masę wrogów. W grze nie znajdziemy także żadnych apteczek – od tego właśnie jest leczenie – oraz skrzyń z amunicją – ta odnawia się podczas każdego checkpointa. Może to denerwować, bo czasem może braknąć nam amunicji, i jest to naciągane, bo niby w jaki sposób nagle dostajemy nowe magazynki?