Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 listopada 2007, 10:47

autor: Maciej Kurowiak

Hellgate: London - recenzja gry - Strona 2

Hellgate: London jest trochę jak ładna dziewczyna (lub facet, by uniknąć seksizmu), z którą nie ma niestety o czym rozmawiać. Mimo dużej ilości potworów, zadań i przedmiotów, to gra nie wymaga od gracza właściwie niczego.

Do wyboru mamy kilka klas podzielonych na profesje, które określają zarazem styl i charakter rozgrywki. Mistrz mieczy czy strażnik idealnie nadają się dla trybu dla jednego gracza, ale już inżyniera trudno wyobrazić sobie w innej roli niż typowo pomocniczej. Oczywiście znajdą się gracze, którzy będą umieli odnaleźć się w każdej roli i dla nich będzie to już tylko kwestia gustu. Ważne jest przede wszystkim to, że Hellgate, w przeciwieństwie do innych przedstawicieli gatunku, możemy przełączyć widok z trzeciej na pierwszą osobę. Jeśli więc wybierzemy postać strzelca, wtedy dominującym trybem będzie właśnie fpp, ale już mistrz mieczy częściej będzie oglądał swojego bohatera zza pleców. Akurat ta cecha gry czyni Hellgate tytułem wyróżniającym się na tle izometrycznych braci z tego samego podwórka. Gra dzieje się zarówno na powierzchni jak i w podziemiach, ale zawsze zachowany jest podstawowy podział na stacje metra stanowiące bezpieczne enklawy i całą resztę świata, gdzie roi się od potworów. Na stacji dostajemy zadania, kupujemy ekwipunek, dokonujemy modyfikacji itd., a w opcji dla wielu graczy łączymy się w grupy. Tak jak ongi w Diablo, tak w Hellgate każdy nowo poznany rejon jest generowany losowo zarówno jeśli chodzi o rozkład pomieszczeń, potwory, jak i znalezione przedmioty. Ma to swoje wady i zalety, ale po kilku godzinach rozgrywki i tak przestaje mieć to specjalne znaczenie, gdyż przyzwyczajamy się do widoku podziemi, kanałów i ruin.

Także jak w życiu – ich jest zwykle więcej,

To naturalne jednak, że żaden program nie stworzy świata lepiej niż zaprawiony scenarzysta, tak więc jednym nie zrobi to różnicy, a innym będzie doskwierać brak jakichkolwiek urozmaiceń i niespodzianek. Nie rozkład uliczek czy korytarzy jest jednak najważniejszy, ale to, co w nich, oprócz młócenia potworów, robimy. Otóż najgorsze jest to, że nic nie robimy. Pierwszym rażącym od pierwszych minut problemem Hellgate: London są właśnie niezwykle monotematyczne zadania. Trzeba się sporo nagłowić by poszukać współczesnej gry, w której większość zadań brzmi tylko i wyłącznie: zabij n potworów tego, czy tamtego rodzaju i tak w kółko. Oczywiście, na pewno znajdą się gracze, dla których ideą fix będzie właśnie wymiatanie potworów aż do rozwalenia lewego przycisku myszki, ale nawet oni powinni w końcu zwrócić uwagę na kolejny fatalny błąd koncepcyjny Hellgate. Parafrazując myśl pewnego filozofa, oczywistą oczywistością jest, że rdzeń każdej gry z gatunku bij zabij stanowi właśnie system walki. Jeśli on szwankuje, szwankuje cała reszta. W przypadku Piekielnych Wrót autorzy uznali widocznie, że miłośnikom tego typu tytułów w zupełności wystarczy jeden rodzaj ataku opierający się na zwykłym kliknięciu. Można przymknąć oko na brak uników czy zasłaniania się tarczą, ale żeby serwować graczom jeden backhand mieczem i na tym koniec?