Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 listopada 2007, 12:24

autor: Jacek Hałas

TimeShift - recenzja gry - Strona 2

„TimeShift” nie zawędruje na pierwsze miejsca wszystkich list przebojów i nie będzie stanowił wzoru dla innych gier z tego gatunku. Jednak obcowanie z tą strzelaniną potrafi sprawić dużą frajdę.

Ostatnia opcja kombinezonu pozwala na cofanie się w czasie i wydawałoby się, iż to ona powinna być najciekawsza. Wygląda jednak na to, iż producentom troszeczkę zabrakło tu dobrych pomysłów. Funkcja ta rzadko przydaje się w trakcie rozgrywania walk. W przeciwieństwie do najnowszej trylogii „Prince of Persia” nie można w taki sposób przywrócić głównego bohatera do życia. Pozostaje więc unikanie rakiet, czy rzucanych przez wrogów granatów. Na większą ilość atrakcji można natomiast liczyć rozwiązując napotykane zagadki. Przykładowo, w celu przedostania się do sąsiedniego pomieszczenia fabryki należy wskoczyć do znajdującej się na linii montażowej rozpakowanej skrzyni, a następnie zaczekać aż cały proces zostanie odwrócony. Mówi się, iż w pierwotnej wersji „TimeShifta” zawartych miało być więcej łamigłówek i jest to właściwie jedyna rzecz, za którą można byłoby zatęsknić. Generalnie jednak mogę powiedzieć, że zabawy z czasem niemal nigdy się nie nudzą. Nawet po pokonaniu kilkunastu plansz miałem ochotę zobaczyć, co takiego producenci zdołali przygotować na potrzeby kolejnych misji.

Na screenie jedna z zagadek wymagających użycia opcji cofania się w czasie.

Gdybym miał oceniać „TimeShifta” jedynie na podstawie właściwości i zastosowania kombinezonu głównego bohatera, wystawiłbym mu bardzo wysoką notę. Z oczywistych względów jestem jednak zobowiązany do tego żeby przyjrzeć się wszystkim czynnikom składowym tej gry. Autorzy „TimeShifta” w przeszłości przygotowali jedynie bezmyślną strzelaninę „Will Rock” i może to już troszeczkę dawać do myślenia. Intro do „Timeshifta” zdawało się jednak zapowiadać ciekawy wątek fabularny. Po pokonaniu pięciu poziomów wiedziałem tyle samo, co na początku. Kończąc dziesiąty etap kampanii zacząłem zastanawiać się, czy aby na pewno autorzy o czymś nie zapomnieli, gdyż poznawanie fabuły ograniczało się do wyświetlania króciutkich filmików i to zazwyczaj pomiędzy głównymi poziomami. Wszystkie fakty można próbować połączyć w sensowną całość, dowiadując się o pewnym szalonym naukowcu, któremu z wykorzystaniem podobnego kombinezonu udało się zmienić przyszłość na swoją korzyść. Jest to jednak tylko strata czasu, gdyż ani rozwinięcie fabuły ani jej zakończenie niczym szczególnym nie zaskakuje. Nie sądzę jednak żeby braki te mogły całkowicie przekreślać dobrą zabawę, gdyż efektowne walki tego typu uproszczenia w dobry sposób starają się zatuszować.

W singleplayerowej kampanii do pokonania są 24 poziomy. Wyznaczenie średniej określającej ilość czasu niezbędnego do ukończenia każdej misji mija się tu z celem. Zdarzają się bowiem proste kilkuminutówki (jak np. przeloty sterowcem w połączeniu z niszczeniem myśliwców wroga), jak i większe plansze, gdzie przebicie się do wyjścia zajmuje nawet godzinę. Generalnie można jednak stwierdzić, iż dotarcie do napisów końcowych powinno zająć około 11-13 godzin. Jak na strzelankę jest to dużo, tym bardziej, że właściwie wszystkie etapy są interesujące. Wynika to głównie z dużego zróżnicowania odwiedzanych lokacji. Są to między innymi fabryki broni, wyniszczone miasta, czy obszary pozamiejskie. Mnie osobiście te ostatnie najbardziej przypadły do gustu. Mowa tu między innymi o terenach leśnych, w dużym stopniu nawiązujących do wybranych poziomów z drugiej części „Half-Life’a”. Z grami autorstwa Valve Software „TimeShift” ma zresztą wiele elementów wspólnych. Mowa tu między innymi o krótkich przejażdżkach (quady wyposażone w dopalacz), czy używanych broniach. Jest więc między innymi karabin maszynowy, który w alternatywnym trybie pełni rolę granatnika, czy kusza, skutecznie uzupełniająca karabin snajperski. Bronie mimo wszystko stanowią tu jednak dużą atrakcję, a to dlatego, iż wiele z nich poddano ciekawym modyfikacjom. Świetnym przykładem może być właśnie kusza. Strzela ona pociskami przyklejającymi się do celu, które to po kilku sekundach eksplodują. Mój absolutny faworyt to jednak karabin Hell-Fire, który w trybie alternatywnym pełni też rolę podręcznego miotacza ognia.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej