Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 października 2007, 12:33

autor: Jacek Hałas

Stranglehold - recenzja gry - Strona 4

Stranglehold bazuje na jednym z najwyżej ocenianych dzieł Johna Woo, oferując możliwość poznania dalszych losów inspektora Tequili, granego przez Yun-Fat Chowa. Na potrzeby gry udzielił on głosu oraz wizerunku i trzeba przyznać, że wypadł bardzo dobrze.

Należy wyraźnie zaznaczyć, że zabawa nie ma nic wspólnego z realizmem. Na potwierdzenie tych słów warto chociażby nawiązać do giwer. Nie dość, że nie trzeba ich przeładowywać, to na dodatek zwiększono ich celność oraz zlikwidowano efekt rozrzutu przy prowadzeniu ostrzału. Dobrze się to jednak komponuje z rozrywkowym stylem gry. Najbardziej irytował mnie natomiast brak swobodnego wychodzenia poza ustalony teren walki. W rezultacie nie można zeskakiwać na niektóre z niższych platform (nawet kosztem utraty punktów zdrowia), tylko trzeba mozolnie obchodzić wszystko dookoła. Zresztą sam system wskakiwania i zeskakiwania z poręczy też kiepsko funkcjonuje. Niezbyt pasjonujące są również mini-gry, polegające na wymijaniu pocisków w spowolnionym czasie. Zbliżone akcje lepiej rozwiązano choćby w Call of Juarez, skupiając się na jednym przeciwniku, a nie chaotycznej walce z kilkoma gangsterami.

Pojedynków z bossami na całą kampanię jest tylko parę, ale za to bitwy te są przepełnione akcją.

Jestem zasmucony faktem, że najnowsze gry akcji biją rekordy co do szybkości wyświetlania napisów końcowych. Całkiem niedawno w takim negatywnym świetle pokazał nam się Medal of Honor: Airborne, ale Stranglehold zdołał go przebić. Na normalnym poziomie trudności do finału opowieści można dotrzeć już po około czterech-pięciu godzinach zabawy. Na wyższym czas ten wydłuża się o około dwie godziny, lecz w dalszym ciągu jest to zdecydowanie za mało. Ponadto nienajlepiej rozłożono długość poszczególnych poziomów. Etap rozgrywany w dokach wlecze się w nieskończoność, za to fajnie przygotowany poziom w slumsach kończy się już po kilku większych walkach. Gdybym jednak miał wybrać swojego faworyta, byłoby to wspomniane muzeum sztuki.

Słabiutko zaprezentowały się stawiane przed nami wyzwania. Autorzy najwyraźniej nie mogli zdecydować się, czy pozostać przy samych walkach (co nie byłoby złym pomysłem), czy może dodać coś więcej. W rezultacie niekiedy wykonuje się inne zlecenia, a raczej powiedziałbym, iż one wykonują się za nas. Zadania te nie są zresztą ciekawe. Założenie jednego czy dwóch ładunków wybuchowych mogłoby jeszcze bawić, ale wyszukiwanie kilkunastu różnych punktów na mapie staje się nużące. Domyślam się, że nikt nie zdecyduje się na zakup Strangleholda mając w zamiarze testowanie wyłącznie multiplayera. Jest on bardzo ubogi, oferując wyłącznie Deathmatch lub Team Deathmatch. Limit sześciu grających jest właściwie nie do przyjęcia, a każda z siedmiu dostępnych map (wzorowanych na sceneriach z singla) jest mikroskopijnych rozmiarów. W multiplayerze bardzo rzadko używa się spowolnienia czasu, a na dodatek nie ma zbyt wielu chętnych do zabawy.

Stranglehold doskonale bawi na początku zabawy. Uczestniczenie w bardzo efektownych walkach, pozostawiając po sobie jedynie zgliszcza i setki trupów, sprawia ogromną frajdę. Z czasem niestety akcje te zaczynają się powtarzać, tak więc główną atrakcją staje się dość urozmaicone (do samego końca) otoczenie. Do zabawy można oczywiście ponownie próbować przystępować, lecz na najwyższym poziomie trudności (Hard Boiled) wygląda to bardziej na drogę przez mękę, aniżeli rozrywkę. Przed podjęciem decyzji o ewentualnym zakupie należy się zastanowić, czy 140 złotych to rozsądna cena za tak krótką grę. Warto także sprawdzić konfigurację swojej maszyny. Może się bowiem okazać, że końcową sumę trzeba będzie powiększyć o wartość kilku obowiązkowych komponentów...

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • elektroniczna wersja krwawej opery Johna w niczym nie odbiega od swoich filmowych poprzedników;
  • świetna demolka otoczenia i to naprawdę na dużą skalę;
  • kilka niezłych patentów związanych z używaniem spowolnienia czasu;
  • proste sterowanie, nie wymagające właściwie żadnego przygotowania;
  • rozsądnie porozmieszczane punkty zapisu stanu gry.

MINUSY:

  • masakrycznie krótki singleplayer – do zabawy niespecjalnie chce się też powracać;
  • kiepski multiplayer – mało chętnych do zabawy, limit sześciu graczy, malutkie plansze, tylko dwa tryby zabawy (Deathmatch i Team Deathmatch);
  • uczestniczenie w bardzo zbliżonych starciach na końcowych poziomach gry staje się już troszeczkę nużące;
  • rozmazane tekstury otoczenia;
  • gra działa dość niestabilnie;
  • denerwujące ograniczenia przy przeskakiwaniu na inne platformy.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej