Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 września 2007, 12:27

autor: Maciej Jałowiec

World in Conflict - recenzja gry - Strona 3

Walczący o demokrację Jankesi, ograniczenie ekonomii i skupienie się na taktyce, współpraca w multiplayerze i niski poziom trudności - oto World in Conflict.

Niepełna wojna

World in Conflict oferuje kampanię składającą się z czternastu misji. Liczba ta brzmi całkiem okazale, ale to tylko pozory. Ukończenie ich zajmie doświadczonym graczom jakieś 2-3 dni. Jak na mój gust, jest to zdecydowanie za mało. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na umieszczenie w grze możliwości bycia „tym złym”. Pozostaje nam tylko walka pod gwieździstym sztandarem. Sierpy i młoty na czerwonym tle dostępne są tylko i wyłącznie w trybie rozgrywki wieloosobowej.

Pomoce taktyczne potrafią diametralnie zmienić sytuację na polu bitwy.

Dokucza też brak bitew morskich. Można liczyć jedynie na kierowane przez komputer okręty, które na nasz rozkaz mogą ostrzelać wybrane terytorium. Pod tym względem WiC bardzo przypomina Command & Conquer: Generals – Zero Hour, w którym również nie dość, że jednostki nawodne spotykaliśmy tylko od święta, to na dodatek nie dało się ich w pełni kontrolować. Rezygnacja z walk na morzach i oceanach wynika najpewniej z tego, że mapy dostępne w grze mają niewielkie rozmiary i zostały przygotowane dla jednostek naziemnych – wszędzie ich pełno i nie trzeba długo szukać wroga.

Żołnierz istotą społeczną

Jeśli ktoś nie lubi łatwej walki lub najzwyczajniej w świecie skończył kampanię dla pojedynczego gracza, może spróbować swoich sił w trybie wieloosobowym. Mam jednak względem niego mieszane uczucia. Z jednej strony spotykamy w nim te same mapy, co w kampanii, ale z drugiej mamy tu do czynienia z całkiem oryginalnym podejściem do multiplayera. Rozgrywkę może ze sobą toczyć nawet szesnastu ludzi. Gracz przed przystąpieniem do walki zmuszony jest wybrać jedną z czterech ról. Może dowodzić albo piechotą, albo czołgami, albo helikopterami, albo siłami wsparcia (artyleria, wozy przeciwlotnicze, pojazdy naprawcze). Sęk w tym, że w pojedynkę nie da się zwalczyć wroga, dlatego trzeba ściśle współpracować ze sprzymierzonymi dowódcami. Gracze muszą się wzajemnie wspierać i uzupełniać, co przychodzi niesamowicie trudno.

Konieczność współdziałania rzadko kiedy bywa w grach tak duża, przez co na publicznych serwerach panuje póki co chaos i dezorientacja. Na dodatek, walki wieloosobowe są dużo trudniejsze. Częściej traci się jednostki, sporo trzeba czekać na przysłanie posiłków, a efektem tego jest utrata dynamizmu. Jeśli jednak ktoś jest członkiem klanu (lub planuje nim być), może wspólnie z innymi spróbować swoich sił w World in Conflict. Gdy kolejne posunięcia w grze są przemyślne i odpowiednio skoordynowane, zabawa nabiera kolorków.

Bitwy można toczyć w trzech trybach. Pierwszy z nich polega na zajmowaniu punktów (tu: perymetrów) rozmieszczonych na mapie. W drugim mamy do czynienia z jednym długim perymetrem stanowiącym linię frontu. Zadaniem obu zespołów jest zajęcie całej linii, co powoduje jej przesunięcie i zepchnięcie nieprzyjaciela do defensywy. Ostatni ze sposobów na rozgrywkę nosi nazwę „atak”. Jedna drużyna zajmuje całą mapę punkt po punkcie, a druga ma temu przeciwdziałać. W kolejnej rundzie zespoły zamieniają się rolami. Nie ma w tych trybach wiele świeżości, ale i tak w zupełności wystarczają, by dobrze się zabawić.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej