Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 września 2007, 13:58

autor: Szymon Błaszczyk

MySims - recenzja gry - Strona 2

Mogłoby się wydawać, że My Sims to konwersja jednej z pecetowych wersji. Wszak nazwa wyraźnie na to wskazuje. Tak nie jest – nowa gierka firmy Maxis ma niewiele wspólnego z jej poprzednimi projektami.

Żeby podołać zadaniu, trzeba przede wszystkim zajmować się wczasowiczami. Nie tyle chodzi o zapewnianie im atrakcji czy przynoszenie napojów, ile rozmawianie z urlopowiczami. Dopóki nie pogadamy z nowoprzybyłą osobą, ta będzie przygnębiona i niezbyt skora do wydawania kasy tudzież zwiedzania miasteczka. Jednak nawiązywanie kontaktów z turystami nie jest wcale łatwe. Otóż, do wybranego człowieka nie wystarczy podejść i wcisnąć odpowiedni guzik, aby uszczęśliwić nieznajomego, a następnie w podobny sposób rozbawić innych ludzi. Nie ma lekko – najpierw musimy każdorazowo uporać się z niezbyt skomplikowaną mini gierką. Polega ona na stukaniu stylusem w symbole przedstawiające rozmaite uczucia lub czynności (śmiech, konwersacja, płacz etc.). Jest to całkiem fajne, ale mam wrażenie, że twórcy mogli bardziej dopracować ten element. Zwłaszcza pod względem zachowań NPC. Bo tak na dobrą sprawę to nie do końca wiadomo, czy nasz rozmówca ma ochotę na durne pogaduszki, czy też chciałby usłyszeć kilka słów otuchy. Najprawdopodobniej sprawę rozwiązałyby jakieś proste wskazówki bądź animacje mimiki twarzy. Niestety żadnych ułatwień nie ma, co dziwi – przecież to gra głównie dla dzieci.

Oto jedna z niewielu minigierek zręcznościowych. Kilka szybkich ruchów stylusem i voila – wieniec gotowy!

Reszta czynności schodzi na dalszy plan. Nie znaczy to, że niektóre nie są równie istotne. Młodych dekoratorów na pewno ucieszy możliwość upiększania wnętrza domku głównego bohatera. Na samym początku stać nas jedynie na wstawienie łóżka oraz szafy. Potem nic nie będzie stało na przeszkodzie, by kupić cudaczne meble lub zabawki. Tylko skąd wziąć pieniądze? Na przykład możemy podjąć się jakiegoś zadania zleconego przez NPC-ów. Questy są naprawdę banalne. Do tego stopnia, że niektóre polegają na wykonaniu zaledwie jednej, ewentualnie dwóch czynności (zrobienie zdjęcia i dostarczenie go policjantowi, posadzenie kwiatków itp.). Innym a zarazem chyba najlepszym sposobem na zdobycie kasy jest... granie w squasha. Staramy się jak najdłużej odbijać piłeczkę od ściany – jeśli się spiszemy, otrzymamy trochę wirtualnej waluty oraz tzw. punkty satysfakcji. Jako że możemy grać dowolną liczbę razy, szybkie wzbogacenie się nie stanowi absolutnie żadnego problemu. Zabawa jest nawet przyjemna, chociaż z czasem oczywiście staje się nudna. Jeśli chodzi o pozostałe minigierki, nie jest już tak różowo. Głównie dlatego, że ich liczba, delikatnie mówiąc, nie powala. Ot, przyjdzie nam pomóc kwiaciarce, połowić ryby czy cyknąć kilka fotek. To trochę za mało.