Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 września 2007, 14:12

autor: Bartłomiej Kossakowski

Shadow Hearts: From the New World - recenzja gry - Strona 3

Na ukończenie Shadow Hearts: From the New World potrzeba około czterdziestu godzin. Sporo, ale skłamałbym, gdybym stwierdził, że zabawa jest tak fantastyczna i wciągająca, że nawet nie zauważycie, jak ten czas zleci.

Jazz, nagie kobiety i wycieczki zagraniczne

Jeśli ktoś zasmakował już na poważnie zabawy z obecną generacją konsol, oprawa nie zrobi na nim wrażenia. Wiecie, to gra na peesdwójkę. Taka, której premiera w Japonii odbyła się ze sto lat temu, a do Europy dociera ze sporym opóźnieniem. Ale ma to wszystko swój urok: na przykład filmowe ujęcia, odbieganie w dal i zastanawianie się, w jakim miejscu kamera będzie ustawiona tym razem. Albo nieco archaiczny patent polegający na przenoszeniu się między lokacjami dopiero po dotarciu do krawędzi obszaru. Bo wtedy i tylko wtedy wyświetla się mapa, która to umożliwia.

No i muzyka. Z jednej strony jazzik z lat trzydziestych, z drugiej: hipnotyzujące utwory z szalonymi, potężnymi bębnami. Albo filmiki: raptem kilka króciutkich w całej grze, ale za to bardzo ładnych i prawie na każdym wspomniana blondynka się rozbiera. Trzeba podejść do tego wszystkiego z dystansem i przymróżeniem oka, bo inaczej można się zdenerwować. Wzrokowcy mogą więc sobie nowe Shadow Hearts odpuścić, bo to nie gra dla nich: niemal pod każdym względem grafika jest pięć poziomów niżej, niż w takim Blue Dragonie czy nawet Folklore. Mniejsza już o rozdzielczość (wiadomo) czy teksturki (słabizna), bo projekty postaci i lokacji też nie zachwycają, gdy porównamy je do innych osiągnięć japońskich artystów. Szkoda? No, trochę na pewno. Poczekajmy na następną część na PS3.

40 godzin później...

Na ukończenie Shadow Hearts: From the New World potrzeba około czterdziestu godzin. Sporo, ale skłamałbym, gdybym stwierdził, że zabawa jest tak fantastyczna i wciągająca, że nawet nie zauważycie, jak ten czas zleci. Ja musiałem sobie grę dawkować. Dopiero wtedy była fajna i przyjemna.

W Nowym Jorku jest zimno. Poza tym w porządku – muzyka na Clinton Street gra na okrągło.

No i na koniec zagadka: co łączy Final Fantasy XII, Rogue Galaxy i Shadow Hearts: From the New World? No dobra, wiem, jest słaba, bo tak naprawdę łączy je bardzo dużo. Ale co bardziej wnikliwi obserwatorzy rynku być może zauważyli, że każdą z tych gier nazywano „ostatnim wielkim erpegiem na PS2”. Sprawę trochę komplikuje chronologia, bo na różnych kontynentach lądują one w innym czasie, ale mam wrażenie, że takich „ostatnich wielkich erpegów” konsola Sony jeszcze kilka dostanie, zanim zaliczy zgon. Bo obok gier na licencjach to właśnie one najlepiej schodzą (no, przynajmniej w Japonii). Jeśli macie w domu tylko PS2 i lubicie jRPG-i, Shadow Hearts: From the News World jest dla Was pozycją obowiązkową. Ale grajcie w nią nie dłużej niż dwie godziny dziennie. Jest szansa, że zanim przejdziecie całość, uzbieracie już na nową konsolę.

Bartłomiej Kossakowski

PLUSY:

  • abstrakcyjna fabuła i barwne postaci;
  • zagadki;
  • system walki i rozwoju postaci.

MINUSY:

  • oprawa;
  • monotonia.