Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 września 2007, 12:36

autor: Krzysztof Gonciarz

Blue Dragon - recenzja gry - Strona 3

Dream team Microsoftu stworzył grę, która miała podbić Japonię w imię Xboksa 360. Europejskim okiem stwierdzamy, że mogło im wyjść to lepiej.

Dość dużą bolączką gry jest stosunkowo niski poziom trudności. Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte i wyłapać kilka tricków na skuteczny trening postaci (lub też przestudiować nasz poradnik), a praktycznie każdy przeciwnik bezsilnie pękać będzie po kilku turach naparzanki. Ba, nawet dodatkowe side-questy dostępne pod koniec gry da się zmęczyć po kilku dodatkowych godzinach treningu. Brak tutaj jakiegoś naprawdę dającego popalić zwieńczenia, jakiejś wisienki na torcie. Ach, dodajmy przy tym, że „niski poziom trudności” nie znaczy wcale, że 1000 punktów samo wleci na naszego Gamer Score’a. Pytanie tylko, czy rozwijanie postaci do 99 poziomu doświadczenia ma sens, podczas gdy najtrudniejszych, bonusowych bossów pokonać możemy już na circa 45 levelu.

Cień Shu to efektowny Smok, cień Kluke to budzący respekt Feniks. Tylko Jiro coś dziwnie trafił.

Gra zajmuje aż 3 płyty DVD. Czemu? Wszystko wskazuje na to, że z uwagi na wielką liczbę prerenderowanych cut-scenek. Nie sposób im oczywiście odmówić pewnego dragonballowego uroku, ale momentami ma się ich naprawdę dość – są chwile, że więcej tu nieinteraktywnego filmu, niż gry. Fakt jednak, że specjalnej różnicy pomiędzy renderingami a in-game nie ma. Grafika jest bardzo miła dla oka, choć pozbawiona zbędnego efekciarstwa i opierająca się na prostych efektach. Jedyne co irytuje to wyraźne problemy z animacją w trakcie niektórych walk – zarysowane do takich rozmiarów, że nie podpadające nawet pod kategorię buga. Tak się nie robi, tej.