Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 sierpnia 2007, 16:36

autor: Mariusz Janas

Dawn of Magic: Blood Magic - recenzja gry - Strona 3

Dawn of Magic jest grą straszliwie nierówną. Wyposażona w ładny interfejs, posiadająca spory potencjał w rozwoju postaci (w tym atrakcyjny pomysł na wykorzystanie go w multiplayerze), otrzymała, nie wiedzieć czemu, lichą fabułę i mnóstwo niedoróbek.

Dawn of Magic został również wyposażony w multiplayer, oferujący maksymalnie szesnastu graczom pięć trybów zabawy: „Wszystko dozwolone”, „Zespołowy Deathmatch”, „Zdobycie flagi”, „Market” i „Gra o życie”. Co ciekawe, do multiplayera możemy przenieść postać rozwiniętą podczas gry w singlu – a wtedy jej zróżnicowany wygląd zyskuje atut taktyczny: na oko można ocenić, jakimi zdolnościami dysponuje przeciwnik. Jest to bodaj najciekawsze ze wszystkiego, co DoM ma do zaoferowania.

Lewitując nad ziemią zastanawiałem się nad wytypowaniem właściwych numerów Lotto... jeden z wielu bugów w grze.

Szata graficzna, oględnie rzecz ujmując, jest na poziomie umiarkowanie średnim z tendencją mocno spadkową. Kolorowa niczym wiejski odpust powoduje oczopląs w trakcie poszukiwań przedmiotów porozrzucanych w trawie. Momentami mało efektownie się rozmywa i gubi szczegóły, gdzie indziej gracza ograniczają „niewidzialne ściany”. Występuje w niej wiele tradycyjnych baboli, takich jak: przenikanie tekstur, unoszenie się przedmiotów lub postaci w powietrzu czy blokowanie się ich w wąskich przejściach, na innych postaciach, w niewidzialnych krzakach... O animacjach i mimice postaci szkoda pisać, gdyż to zjawisko niemalże nie istnieje. Twarze wszystkich są kamienne niczym oblicze sfinksa, ich ruch odbywa się po prostych liniach wyznaczonych przez gracza myszką, a w chwilach bezczynności podskakują nerwowo niczym lichy bokser na ringu.

Kamienna twarz bakalarza jest niczym wobec „pogo” studenta.

Szczegóły sylwetek, zbroi czy uzbrojenia prezentują się słabo. Tereny – zarówno miejskie jak i okoliczne – rażą monotonnością, a wybijanie zastępów wrogów, wyglądających bliźniaczo w obrębie jednego gatunku, szybko staje się nużące. Zwłaszcza, że SI postaci jest na poziomie niemal zerowym – dla przykładu, częstym zjawiskiem jest obrót wroga plecami do postaci gracza i jego niewzruszone oczekiwanie na egzekucję.

O ile SI można uznać za zabawną, o tyle praca kamery może doprowadzić do furii. Mamy do wyboru albo wszystko wyjaśniający widok ze stratosfery, albo zbliżenie na plecy naszego bohatera, dzięki czemu dobrze widzimy każdego niewielkiego przeciwnika, ale z atakującej harpii czy wywerny ujrzymy ledwie fragment ogona.

Oprawa dźwiękowa trzyma poziom szaty graficznej. Dziwaczne momentami, w żaden sposób niepasujące do aktualnej rozgrywki dźwięki, to norma DoM. Odgłosy tła – wszystkie chrobotania i trzaski, odgłosy niby leśnej głuszy, plusk wody rodem z emaliowanego wiadra – szkoda słów.

Dawn of Magic jest grą straszliwie nierówną. Wyposażona w ładny interfejs, posiadająca spory potencjał w rozwoju postaci (w tym atrakcyjny pomysł na wykorzystanie go w multiplayerze), otrzymała, nie wiedzieć czemu, lichą fabułę i mnóstwo niedoróbek. Postacie do wyboru niczym z taboru cyrkowego, dziwne elementy rozgrywki, momentami zerowa SI, zła praca kamery. Decyzję o jej zakupie podejmiecie, szanowni Czytelnicy, na własną odpowiedzialność i za własne środki. Ja jej zdecydowanie odpuszczam.

Mariusz PIRX Janas

PLUSY:

  • klimatyczne intro i filmiki;
  • przemyślany interfejs;
  • hack’n’slash, jaki by nie był, zawsze (trochę) wciąga.

MINUSY:

  • fabuła, grafika, dźwięk, grywalność, system zapisu, praca kamery itd...