Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 1 sierpnia 2007, 10:42

autor: Krzysztof Gonciarz

Resident Evil 4: Wii Edition - recenzja gry - Strona 2

To już czwarta recenzja czwartego Residenta na naszych łamach. Po 2 latach od premiery gra wciąż pozostaje pod wieloma względami niedościgniona.

Postacią poruszamy za pomocą analogowej gałki nunchuka. Gdy wciskamy spust na wiilocie (przycisk B), bohater wyciąga broń i przechodzi w tryb strzelania. Laserowy celownik znany z poprzednich odsłon zastąpiony został przez bardziej tradycyjny kursor, którym oczywiście sterujemy poprzez ruchy pilota. Za strzał odpowiada przycisk A, za przeładowanie – potrząśnięcie kontrolerem w pionie. Ponadto, szybki wymach horyzontalny umożliwia nam zadanie ciosu nożem. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o zaplecze teoretyczne. Implementacja za to szokuje. RE4 zawsze imponował podziałem ciał przeciwników na strefy o różnej wrażliwości, ale potencjał zastosowanych rozwiązań dopiero teraz znajduje swe ujście. Stopa, kolano, klatka piersiowa, ręka, głowa – celuj gdzie chcesz, a osiągniesz dokładnie taki efekt, jakiego oczekujesz. No, może za wyjątkiem głowy. Aby zapewnić grze rozsądny poziom trudności, autorzy całkowicie zrezygnowali ze śmiercionośnych headshotów. Trafienie w czerep wprowadza przeciwnika w stan ogłuszenia, ale by go uśmiercić potrzebować będziesz przynajmniej 3-4 takich uderzeń.

Miejsce laserowego celownika zajmuje w tej edycji wiilotowy kursor.

Gameplay Residenta 4 to temat na sporych rozmiarów filozoficzną rozprawkę. Nie da się w pełni uchwycić słowami tego, jak przyjemnie jest grać w tę grę. Wszystko jest tu na dobrą sprawę zaskryptowane, nie mamy specjalnego wrażenia wolności – ale zabieg ten umożliwił autorom iście reżyserskie prowadzenie gracza za rękę; ofiarowanie mu możliwości wyboru, które są w istocie tylko sprytnie wymalowanym złudzeniem. No bo faktycznie, mechanika umożliwia nam przechodzenie każdego pomieszczenia na multum sposobów, spośród których większość nie jest ani lepsza, ani gorsza. Przez cały czas mamy jednak wrażenie, że Wielki Brat wszystko to widzi i nadzoruje, byśmy nie przekombinowali. Każdy nasz krok zdaje się być precyzyjnie zaplanowany przez twórców. I wrażenie to wyrasta pewnie stąd, że gra od początku do końca trzyma poziom. Zdarzają się dłużyzny, ale cholibka, nawet kiedy wchodzisz do nowego obszaru i myślisz sobie „łojeeezzu, znowu 30 zombiaków do ciupnięcia, zanim przejdę dalej”, to I TAK stanie się tam coś, co cię zaskoczy.