Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 10 lipca 2007, 10:07

autor: Bartosz Sidzina

Driver: Parallel Lines - recenzja gry - Strona 2

Driver odrodził się na nowo. Kolejna wielka wpadka, czy może godny konkurent Grand Theft Auto?

Na co nam pieniądze w Driverze? Ano wiadomo, by je przehuśtać! W każdym z warsztatów Ray’a możemy kolekcjonować samochody, tuningować je, a także reperować. System modyfikacji bardzo przypomniał mi pierwszą część Need for Speed: Underground. Dostępne są coraz to mocniejsze silniki, coraz to większe butle z Nitro, sportowe zawieszenia i hamulce, a także cała masa innych drobiazgów poprawiających osiągi na drodze. Możemy także swoje auto przemalować i ospojlerować. Na to wszystko niestety potrzebna jest kapusta. Dużo kapusty. W związku z tym, warto zabrać się albo za dodatkową pracę, albo za zbieranie ukrytych złotych gwiazdek rozmieszczonych po całej mapie. Za znalezienie pięćdziesięciu, wszystkie części samochodowe będą za friko.

Sztuczna inteligencja nie należy do mocnych atutów gry. Bardzo często mi się zdarzało, że podczas wyścigów przeciwnik, zamiast jechać do checkpointa, skręcał gdzieś w pola i jechał w zupełnie innym kierunku. Co do policji, bardzo przypomina ona tę naszą, polską – jak są potrzebni to nigdy ich nie ma, a jak ich nie chcemy, to pojawiają się znikąd. Niech tylko ktoś spróbuje pojechać pod prąd, czy nie daj Boże przejechać na czerwonym, to zaraz się przyczepią. Mimo to, zgubić pościg jest bardzo łatwo. Podczas wykonywania misji, nawet nie musimy zwracać na policję zbytniej uwagi, gdyż po kilkunastu sekundach po prostu dają sobie siana. Kolejnym bardzo dobrym przykładem na beznadziejną SI była misja, w której moim zadaniem było doprowadzenie policji do przemytników. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile musiałem się namęczyć, aby panowie policjanci łaskawie zaczęli mnie ścigać...

Mamo? Nie wrócę dziś raczej do domu na obiad...

Kwintesencją każdej samochodówki są pojazdy dostępne w grze. Liczy się nie tylko ich różnorodność, ale także liczba i jakość wykonania. Zacznijmy od tego, że pojazdów jest około 80, mniej więcej po 40 na każdy epizod gry. Mimo że w porównaniu z GTA liczba ta wygląda blado, to muszę przyznać, że samochody zostały bardzo dobrze przygotowane. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to... nazwy! Nareszcie autorzy gry postanowili nazwać pojazdy. Nieważne już, że są one zmyślone, ale przynajmniej postęp jako taki dał się zauważyć. Co więcej, samo przemieszczanie się dostępnymi środkami lokomocji dostarcza sporo przyjemności. Każdy z samochodów zachowuje się inaczej. Inaczej wchodzi w zakręt, inaczej hamuje, ma inną odporność na zniszczenia czy inną zwrotność. Dlatego też, nie ma mowy o wyrobieniu sobie uniwersalnej metody na jeżdżenie. Naprawdę, wielki plus za to.

Dodatkowym atutem jest zaimplementowany system zniszczeń. Blacha wygina się na wszystkie możliwe strony, maska podnosi do góry i urywa, opony przebijają, a szyby tłuką. Co więcej, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, gdy podczas czołówki z policją, której towarzyszyło charakterystyczne prześwietlenie obrazu i zwolnienie tempa, urwało mi się przednie koło. Już nie wspominając, że zaraz po tym incydencie silnik zaczął się palić. Podczas ostrzału, na karoserii zostają ślady po nabojach. Nie powiem, efektownie to wygląda.