Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 czerwca 2007, 13:13

autor: Marek Czajor

Tomb Raider: Anniversary - recenzja gry - Strona 3

Jubileuszowa odsłona nowych przygód Lary Croft to powrót do korzeni serii. Ta sama fabuła i te same miejsca, lecz inne podejście do zabawy plus garść nowinek sprawiają, że gra się tak samo, ale całkiem inaczej.

Czas poświęcić kilka słów sterowaniu bohaterką. Lara wyposażona jest w zestaw ruchów (podskoków, chwytów, skłonów itd.), pozwalających całkiem sprawnie przemieszczać się po planszach. W stosunku do pierwowzoru dodano trochę nowinek, i to zarówno tych przydatnych (znane z TR: Legend wykorzystanie linki), jak i całkiem bezsensownych (stanie na rękach, skoki na główkę czy salta). Asortyment „ruchowy” może wydawać się spory, niemniej czasem człowiek czuje, jakby brakowało jednej czy dwóch umiejętności. Wzorem może być wydany półtora roku temu Prince of Persia: Dwa Trony, który oferował po kilka rodzajów skoków, parę wariantów przebiegania po ścianach, możliwość odbijania się od muru pod różnymi kątami itd. Nie ma co ukrywać, że Tomb Raider: Anniversary pod tym względem jest uboższy.

W korytarzach Zaginionej Wyspy przeziębić się nie sposób. Wody termalne pod nogami mile ogrzewają, ale niestety nie da się w nich zażywać kąpieli.

W kwestii walki niewiele się zmieniło, nadal jest to margines zabawy. Zarówno pod kątem broni (cztery rodzaje), jak i typów nieprzyjaciół (wilki, niedźwiedzie, nietoperze, lwy, krokodyle itd.) nic się nie zmieniło. Potyczki są rzadkością, bo zwierzyny jest niewiele. Walka najczęściej trwa bardzo krótko – wystarczy wziąć nieprzyjaciela na celownik i strafe’ować koło niego jednocześnie strzelając, by go szybko sprowadzić do parteru. Przy większej liczbie wrogów (czytaj: max. 4 sztuki) przydaje się niezwykle przydatny klawisz uniku ataku. Jeżeli jakimś cudem przyśniesz i zostaniesz zabity, to nie martw się, szybko zreinkarnujesz się w ostatnim punkcie kontrolnym.

Ktoś powie: skoro walki są takie proste, to po co Larze aż cztery rodzaje broni do wyboru? Po co? Ano choćby do walki z bossami. Tych tak łatwo nie można pokonać. W pierwszym Tomb Raiderze bossów w zasadzie nie było, a potyczka z czymś silniejszym i większym, np. Tyranozaurem niewiele odbiegała od normalnej walki z innymi zwierzakami (istniała tylko kwestia zaaplikowania mu odpowiednio większej dawki ołowiu). W Tomb Raider: Anniversary normalny ostrzał bossa nic nie daje. Najpierw trzeba znaleźć jego piętę achillesową, a potem wolno i metodycznie zadawać mu rany wykorzystując ową odkrytą słabość. Niekiedy walka jest kilkuetapowa i poza używaniem spluwy trzeba wykonywać dodatkowo serie uników (wciskać klawisze kierunku w odpowiedniej kolejności i czasie). Trzeba przyznać, że pojedynki z bossami są trudne, długotrwałe i wyczerpujące. Z drugiej strony jednak są niezmiernie ciekawe i dają dużo satysfakcji, o ile rzecz jasna wychodzi się z nich zwycięsko.