Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 czerwca 2007, 13:13

autor: Marek Czajor

Tomb Raider: Anniversary - recenzja gry - Strona 2

Jubileuszowa odsłona nowych przygód Lary Croft to powrót do korzeni serii. Ta sama fabuła i te same miejsca, lecz inne podejście do zabawy plus garść nowinek sprawiają, że gra się tak samo, ale całkiem inaczej.

Oprócz nowego układu komnat i korytarzy, dodano sekretne miejsca z poukrywanymi w nich artefaktami i relikwiami, rezygnując tym samym z „secret area” jako takich. Gromadzenie artefaktów i reliktów nie jest konieczne dla ukończenia gry, ale ważne, jeśli chcesz odblokować bonusy przygotowane przez autorów. Atrakcji jest cała masa: filmiki, galerie, stroje Lary, biografie postaci, dźwięki z gry itd. Brawo za pomysł. Dotarcie do sekretnych miejsc wymaga wzmożonej uwagi podczas wędrówki. Jeśli zobaczysz jakiś samotny, nie wiadomo dokąd prowadzący występ w murze lub ledwo widoczną niszę w ścianie, to bądź czujny – magiczny przedmiot znajduje się gdzieś w pobliżu.

Zaginiona dolina w górach Peru już dziesięć lat temu sprawiała dobre wrażenie, teraz jednak efekt jest naprawdę piorunujący.

Tomb Raider: Anniversary, tak jak pozostałe części serii jest platformówką. W zasadzie 90 procent czasu gry zajmuje skakanie z kamienia na kamień, występu na występ, ściany na ścianę. Pozostałe 10 procent zajmuje łamanie głowy nad zagadkami i walka. Boli trochę ta dysproporcja, no ale cóż, trzeba ją zaakceptować. Nie można natomiast zaakceptować pozbawienia choćby ograniczonej swobody w kolejności realizacji celów czy też minimalnego wyboru sposobów pokonywania drogi. Gra, w odróżnieniu od „jedynki” jest liniowa do nieprzyzwoitości! Wprawdzie trudno było liczyć na pełną swobodę w poruszaniu się po obszarze, ale to, co zrobili autorzy to gruba przesada. Teraz wystarczy, że potkniesz się na jakiejś zagadce czy wyłożysz podczas próby pokonania trudnej przeszkody terenowej – klapa! Leżysz i kwiczysz, bo alternatywnego wyjścia z sytuacji nie ma.

W zamierzeniach twórców, w trudnych chwilach ratunkiem dla tych, którzy nie wiedzą, jak przejść dalej, miał być dziennik Lary z podpowiedziami. Kilka razy w czasie zabawy próbowałem z jego pomocy skorzystać i... uśmiałem się. Nie wiem jak innym, ale mnie nic nie pomogły wskazówki w stylu „te jaskinie kryją wiele tajemnic” lub „gorąca lawa źle wpływa na zdolność latania”. Niestety, dziennik Lary to totalna porażka i problemy w trakcie gry musisz rozwiązywać sobie sam. Nie powinny zresztą zbyt często się pojawiać, bo zagadki, poza dwoma trzy trzema przypadkami, nie są najwyższych lotów. To też irytuje: idziesz jak burza, przechodzisz etap po etapie, rozwiązujesz zagadkę za zagadką i nagle stop! Trafiasz na łamigłówkę, która jest nie do ruszenia z żadnej strony. Myślisz, kombinujesz, tracisz godziny, czasem dni i... wymyślasz w końcu rozwiązanie lub rzucasz grę w kąt.