Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 maja 2001, 08:52

autor: Marcin Bojko

Freespace: Wielka Wojna - recenzja gry - Strona 2

FreeSpace: Wielka Wojna nie jest grą nową i nie ma się co oszukiwać, nie spełnia standardów dzisiejszej grafiki. Jeżeli jednak już ją uruchomimy i zaczniemy grać, to szybko przekonamy się, że potrafi wciągnąć.

Do różnych misji trzeba będzie dobrać odpowiedni sprzęt: rodzaj statku – jest sporo rodzajów myśliwców i bombowców, a ich parametry mają tutaj kluczowe znaczenie. Mogą one przenosić różne rodzaje uzbrojenia, różnią się rozwijaną prędkością, zwrotnością, mocą tarcz czy wreszcie samą nośnością. Trzeba więc wybrać: ilość przenoszonych pocisków czy szybkość i zwrotność? Prawie w każdej misji będziemy sami mogli wybrać pojazd i uzbrojenie. Mało tego, będziemy także mogli wyposażyć wszystkie skrzydła oddane nam pod komendę. Z czasem wszystkie nasze jednostki zostaną wyposażone w system tarcz, chroniących przed skutkami bezpośrednich trafień. W znaczącym stopniu zwiększa to żywotność maszyn. Haczyk polega jednak na tym, że podczas pierwszych misji z Shivanami oni dysponują taką osłoną, a my nie... Same walki są nieprawdopodobnie dynamiczne – dzieją się bardzo, ale to naprawdę bardzo szybko. Myśliwiec można zestrzelić dosłownie w mgnieniu oka. Tutaj ciekawą innowacją, rzadko spotykaną u konkurencji jest możliwość wydawania rozkazów sojuszniczym jednostkom na polu bitwy. A to, w połączeniu z bardzo zaawansowanym systemem namierzania (można namierzyć każdy podsystem statku – silniki, sensory, moduły komunikacyjne, a nawet każdą wieżyczkę uzbrojenia z osobna etc. ) daje to szerokie pole do popisu osobom posiadającym dobry zmysł taktyczny. W końcowej części kampanii można wydawać rozkazy sporej liczbie myśliwców i bombowców. Można więc zdecydować jak wykonać konkretne zadanie. Cel można unieruchomić, rozbroić i w końcu spokojnie zniszczyć. Można wydzielić siły, które zajmą się niszczeniem celu, np. korwety, podczas gdy inne jednostki otrzymają zadanie osłony szturmowców. Możliwa liczba kombinacji jest nieprawdopodobnie duża. Misje trwają od kilku do kilkunastu minut i często są przeplatane filmami, które rzucają nowe światło na całą sytuację i doskonale tworzą nastrój. To właśnie sprawia, że podczas gry można poczuć, że bierze się udział w czymś ważnym i podniosłym, czymś, co ma sens. Nie będę zdradzał fabuły, ale wspomnę, że za zwycięstwo w kampanii trzeba zapłacić bardzo słoną cenę. Nie wspomniałem jeszcze ani słowem o olbrzymiej różnorodności jednostek z jakimi się spotkamy. Każda ze stron (Terranie, Vasudanie i Niszczyciele – Shivanie) dysponuje różnym sprzętem – spotkamy wiele rodzajów myśliwców i bombowców, a także większych jednostek – na przykład frachtowców, korwet czy wreszcie olbrzymich niszczycieli. I okręty te są naprawdę wielkie – już frachtowce są kilkukrotnie większe od największych bombowców, a przelot wzdłuż niszczyciela mierzącego sobie dobry kilometr długości i uzbrojonego w niezliczoną ilość wieżyczek trwa naprawdę całą wieczność. Pomimo małych wymagań sprzętowych grafika, prezentuje się całkiem nieźle – same statki wyglądają bardzo wiarygodnie i co ciekawe po ich budowie można określić jaka rasa je skonstruowała. Największe wrażenie robi ich wielkość: niszczyciele są naprawdę duże i przelot wokół takiego uzbrojonego po zęby kolosa to niesamowite przeżycie.