Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 maja 2007, 12:05

autor: Emil Ronda

Everybody's Tennis - recenzja gry - Strona 2

Nie każda gra sportowa musi prezentować sobą głębię, niczym Pro Evolution Soccer, prawda? Doskonałym przykładem do tej pory takiego właśnie podejścia była swego czasu seria Everybody’s Golf.

Dobre jest to, że niektóre mecze będziemy musieli rozegrać na specjalnych, narzuconych warunkach: trzeba np. wybrać postać z poziomu Beginner (o słabych statystykach), grasz bez wskaźników dających wyobrażenie o miejscu lądowania piłki czy też rozgrywasz mecz deblowy (2 na 2). Wracając do tematu trudności tych rozgrywek, a w zasadzie jej braku – wybierając słabszych graczy możemy trochę utrudnić sobie zabawę, bo granie non-stop najlepszymi będącymi w naszym posiadaniu, naprawdę trochę mija się z celem. Zauważyłem też, że AI wcale, ale to wcale nie próbuje dopasować swoich zagrań do tego, co my prezentujemy na korcie. Wciąż gra podobnym stylem zależnym jedynie od postaci, a nie od naszych zagrań. Szkoda.

Drugi tryb, który zdecydowanie bardziej mnie zagrzewał do boju, to „Tenis with Everybody”. To prawdziwe serce tej gry, jej motor napędowy, To właśnie tu toczyć możemy mecze z żywymi graczami, którzy z ochotą zasiądą z nami przy konsoli. Oczywiście także w deblu, w cztery osoby. Jasno trzeba napisać, że Everybody’s Tennis to gra multiplayerowa – tylko we dwie lub w cztery osoby pokazuje swój potencjał do umilania wolnego czasu. W tym trybie mamy także pełną możliwość ustawień dotyczących rozgrywki. Wybieramy kort (każdy opisany jest charakterystykami siły odbicia się piłki i szybkości, jaką po odbiciu piłka dostaje), zawodników (faktycznie mają różne style – jeden np. lepiej gra z głębi kortu, znowu inny doskonale przy siatce), stroje, liczbę setów, gemów w secie, handicap (jeśli jesteście lepsi od przeciwnika, a chcecie wyrównać szanse, uruchomcie handicap, a zobaczycie jak Wasza postać zasuwa po korcie z dodatkowym obciążeniem na nogach – staje się wtedy znacznie wolniejsza). Ponieważ ta gra to zabawa w tenisa z przymrużeniem oka, możecie ustawić nawet nieregularne odbijanie się piłki od kortu, mylące nieco przeciwnika. Wszystko ustawione? Rakiety w dłoń i dajemy na kort!

Plażowe granie... i piłka nie siada.

Kolorowe cukierki, żelki, landrynki...

Tu nie rozegrasz fotorealistycznego meczu pomiędzy Federerem a Nadalem. Na korcie jest śmiesznie i wesoło. Plansze są kolorowe aż do przesady (park, plaża, jakiś ogród przed zamkiem – tego typu lokacje), a sami zawodnicy to manga-super-deformed-style. Czyli wielkie głowy, jeszcze większe oczy, reszta karłowata i w ogóle japońszczyzna pełną gębą. Sama animacja postaci to nie tyle kunszt koderski, co kolejny dowcipny element pasujący jednak do tej słodkiej całości. Otoczenie kortów jest dość bogate (nudą nie wieje, choć do artyzmu – umówmy się – jest bardzo daleko) i cieszy kolorystyką, uderzeniom rakiety towarzyszą kolorowe rozbłyski, a dla ułatwienia miejsce, gdzie spadnie piłka, jest specjalnie podświetlone (można to wspomaganie wyłączyć). Początkowo oko cieszą ładnie, efektownie zrealizowane replay’e. Graficznie więc jest umiarkowanie dobrze, a na pewno niezwykle barwnie. Oprawa spełnia swą rolę i większych atrakcji w tej dziedzinie w takiej grze po prostu nie potrzeba.

Dźwięk to proste odgłosy z kortu, z wtórującymi, wkurzającymi melodyjkami rodem z konsol Nintendo (wyłączyłem je czym prędzej), oraz z wykrzykującym wyniki sędzią lub sędziną (zdecydowanie mniej irytujący w tej roli jest męski głos).