autor: Emil Ronda
Everybody's Tennis - recenzja gry
Nie każda gra sportowa musi prezentować sobą głębię, niczym Pro Evolution Soccer, prawda? Doskonałym przykładem do tej pory takiego właśnie podejścia była swego czasu seria Everybody’s Golf.
Recenzja powstała na bazie wersji PS2.
Sport to zdrowie, ale i nie tylko. Sport to także wielkie pieniądze i uciecha dla całych narodów. Zdać sobie z tego powinni sprawę wszyscy sceptycy, besztający z błotem pomysł organizowania EURO 2012 u nas, w Polsce. I nie mam na myśli już faktu, że zyskamy gospodarczo, ale podniosą się nasze morale, samozadowolenie, jeśli ta organizacja odbędzie się prawidłowo. Już Cezar wiedział, że ludziom potrzebne są igrzyska – ot tak, dla lepszego samopoczucia, dla frajdy i ukontentowania miasta, którego ulice toczyły przecież plagi i zarazy, a politykę – korupcja i nienawiść. No ale sport to przede wszystkim rozrywka w czystej formie, niekoniecznie z podtekstami i tak głębokim tłem. Nie każda gra sportowa musi prezentować sobą głębię, niczym Pro Evolution Soccer, prawda? Doskonałym przykładem do tej pory takiego właśnie podejścia była swego czasu seria Everybody’s Golf (PS2, PSP). Twórcy postanowili kontynuować pomysł lekkiego potraktowania kolejnej poważnej dyscypliny. Padło na tenis.
Zabawa spod szyldu „Nintendo style”
Rozpoczynamy grę w Everybody’s Tennis (w Amerykańskich sklepach znajdziecie ją pod nazwą Hot Shots Tennis) i od razu zastanawiamy się, czy nie podłączyliśmy GameCube’a albo innego Wii. Te pastelowe, ciepłe kolorki, feerie barw, skoczne i proste melodyjki. Klimat niczym z gier Nintendo właśnie. Grzebiąc w menu głównym – o ile nie graliśmy w osławionego Virtua Tennisa - powinniśmy zacząć od opcji treningowej. Pozwala ona na odbijanie piłek wyrzucanych przez maszynę – trenujemy serwis, smecz czy zwykłe odbicie – za każdym razem musimy trafić w zaznaczony kwadrat pola, aby dodać cyfry do limitu czasowego; po jakimś czasie poziom trudności się zwiększa... i tak do momentu porażki (skończenia się czasu) lub naszej decyzji o wyjściu do menu. Proste, nie rozbudowane, ale pozwalające na opanowanie podstaw rozgrywki.
Wracamy do menu i korzystamy z „Challenge Mode”. To seria meczów z kolejnymi, sterowanymi przez konsolę postaciami o rosnącym poziomie trudności. 3 czy 4 wygrane mecze i awansujemy do kolejnej, wyższej i nieco trudniejszej rangi rozgrywek (to po części prawda, ale i tak kolejne klasy rozgrywek wiele się od siebie nie różnią i ten tryb nazwiemy po prostu bardzo łatwym). Nie ma tu jednak żadnych turniejów czy rankingów – ot, kolejne następujące po sobie wyzwania – mecze; szkoda, bo system turniejowy z ćwierćfinałami, półfinałami itp. dodałby zabawie dużo rumieńców i tak potrzebnych emocji. Dzięki zwycięstwom w tym trybie odblokowujemy nowe postaci, stroje dla nich i korty. Nie dane Wam będzie też polepszać statystyk postaci, jedynie zmieniając tenisistów, zapewnicie sobie lepszy serwis czy bardziej precyzyjną grę w głębi pola. Odblokowujemy bowiem coraz to lepszych zawodników, z lepszymi współczynnikami zagrań.