Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 maja 2001, 12:20

autor: Maciej Krakowiak

Expendable - recenzja gry - Strona 2

Twórcy „Expendable” firma Rage wykonali kawał naprawdę dobrej roboty. Stworzyli grę akcji z widokiem w trzeciej osobie, gdzie gracz nie musi zbytnio wysilać szarych komórek, liczy się przede wszystkim refleks i sprawne palce.

Wracając do samej rozgrywki jak już wspomniałem ostatecznym naszym celem będzie zniszczenie bazy obcych. Jednak abyśmy się tam znaleźli musimy przedrzeć się przez 17 leveli licząc plansze z superbossami oraz etapy bonusowe. Lokacje zostały tak skonstruowane, że na pewno nie będziemy się nudzić. Dodatkowo na naszej drodze autorzy pozostawili całkiem sporo interaktywnych obiektów, które równie ładnie wybuchają pod wpływem naszej broni (budynki, transportery, skrzynie, beczki). Zaczynając grę mamy do wyboru trzy poziomy trudności (beginner, normal, expert). Pierwszy nie jest zbytnio wymagający, gra się lekko i przyjemnie. Natomiast expert można powiedzieć, że przeznaczony jest dla graczy, w których drzemie tyle ukrytej energii, że po prostu muszą się na czymś wyładować.

Oprócz wroga w postaci obcych musimy zmierzyć się z jeszcze jednym przeciwnikiem – czasem. Dzieje się tak, dlatego że wszystkie misje występujące w grze są ograniczone czasowo. Gdy nie wyrobimy się w zadanym czasie z oczyszczeniem poziomu, to wtedy sprawę bierze w swoje ręce dowództwo. Dokona nalotu dywanowego z naszego statku-bazy i lepiej aby nas już na powierzchni planety nie było. Oczywiście czas potrzebny na skończenie poziomu możemy sobie nieco wydłużyć zbierając porozrzucane po poziomie premie czasowe. Aby eliminacja wrogów nie była monotonna i stała się czystą przyjemnością twórcy gry pozostawili do naszej dyspozycji zróżnicowany arsenał broni. Sprzętu jest pod dostatkiem, tak że powinien zaspokoić nawet najbardziej wybredne gusty. Zaczynamy grę ze zwykłym karabinkiem, ale w miarę naszych postępów będziemy mogli skorzystać z: shotguna, różnej broni energetycznej, granatów, laserów, miotaczy ognia czy broni pozostawionej przez obcych. Nie zapomniano także o miłośnikach wszelkiego rodzaju wyrzutni rakiet. Dzięki różnorodnym premiom nasz arsenał możemy unowocześniać i rozbudowywać o kolejne poziomy zaawansowania. Dodatkowo oprócz sprzętu na swojej drodze natkniemy się na kilkanaście gadżetów ułatwiający przeżycie (apteczki, tarcze, laserowe celowniki, czy uzupełnienie energii) pod ciągłym ogniem obcych. Nasi wrogowie Charva nie są zbyt silni i dość szybko giną. Niebezpieczeństwo z ich strony polega na tym, że zwykle atakują liczną grupą (coś na zwór Zergów ze Starcrafta). W ich eliminacji trzeba cały czas mieć się na baczności. Nawet na obszarze, który uważamy, że jest czysty niespodziewanie może za naszymi plecami znaleźć się jakiś zabłąkany maruder, a gdy jesteśmy zaangażowani w walkę to zwykle nie patrzymy co dzieje się z tyłu. Oprócz zwykłych żołnierzy obcych, zdarza się że pojawi się ich odmiana latająca no i oczywiście przy końcach plansz czeka na nas superboss. Walka z nim nie jest prosta, zwykle musimy odkryć jakiś jego słaby punkt. W przeciwnym razie czeka nas niechybna śmierć.

Na koniec wspomnę, że istnieje możliwość gry z drugą osobą na jednym komputerze. Uwierzcie, że taki tryb cooperative dostarcza dwukrotnie większą dawkę wrażeń niż gra solo. Jedynym minusem jest wtedy dobra konfiguracja klawiszy aby nawzajem sobie nie przeszkadzać.

„Expendable” to produkt niezwykle udany. Praktycznie nie znalazłem w nim jakiś minusów, które wpływały by na ujemną ocenę gry. Oczywiście zawsze można się do czegoś przyczepić. Jednak w takim gatunku gier oprócz poprawnej grafiki liczy się przede wszystkim grywalność, a tej na pewno nie brakuje. Gra bardzo wciąga jednak po jakimś czasie możemy zacząć odczuwać lekkie znudzenie. Wtedy najlepiej zrobić sobie kilkudniową przerwę by z nowym zapasem sił stanąć do walk. Jednak wszyscy miłośnicy szybkiej akcji na pewno będą w pełni usatysfakcjonowani. Przystępna cena tego produktu sprawia, że można śmiało w niego zainwestować. Z drugiej strony można zadać sobie pytanie po co ładować pieniądze w jakąś staroć. Może lepiej kupić jakiś aktualny przebój. Wybór pozostawiam wszystkim zainteresowanym.

Maciej „KrakMan” Krakowiak