Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 lutego 2007, 13:14

autor: Krzysztof Gonciarz

Canis Canem Edit - recenzja gry - Strona 2

Nawet najwięksi optymiści muszą przyznać, że tak fajnych gier na Playstation 2 nie wyjdzie już wiele.

Jak widać, CCE to gra TPP (He-He-He), pod wieloma względami podobna do swego słynnego wujostwa. Mamy tu wszak mapę świata i względną swobodę w poruszaniu się po niej, mamy podział misji na główne i opcjonalne, mamy zbieranie ukrytych gadżetów, bonusowe wyścigi, a nawet kryjówki, w których magazynujemy swe „uzbrojenie”. O ile jednak szkielet pozostał z gruntu ten sam, mechanika Bully’ego pełna jest oryginalnych rozwiązań i „szkolnych” przeszkadzajek. Przede wszystkim mamy tu cykl dobowy, do którego chcąc nie chcąc musimy się dostosować. Wstajemy o 8 rano, po 9 wypadałoby się stawić na zajęciach, potem przerwa, potem znowu lekcje, i tak od 13 możemy już do woli pełnić rolę publicznego chłopca na posyłki poprzez wykonywanie questów. Aż do późnego wieczora, kiedy to najrozsądniej jest uderzyć w kimono. Jeśli tego nie zrobimy, około 2 w nocy wyczerpany Jimmy padnie plackiem, tracąc przytomność i grzebiąc nasze szanse ukończenia podjętej wówczas misji.

Bullworth Academy i okolice. San Andreas to nie jest, ale żebyś się nie zdziwił.

Zaszczytne miejsce policjantów sprawują na terenie szkoły prefekci, sadystyczni opiekunowie ze starszych roczników, którzy intensywnie patrolują nasz teatr działań, interweniując w razie naruszenia regulaminu. Ich uwagę zwraca każde, nawet najmniejsze wykroczenie: począwszy od nieregulaminowego stroju, przez wagarowanie, a na wszczynaniu bójek skończywszy. Przy odrobinie wprawy nie stanowią oni raczej wielkiego problemu, stosunkowo łatwo jest im uciec bądź schować się w jakimś koszu na śmieci bądź szafce. Należy jednak mieć na uwadze, że choć możemy prefekta zaatakować, nigdy nie wyjdziemy z tego starcia zwycięsko. Dura lex, sed lex, [twarde prawo, ale (przecież) prawo – przyp. red.] dlatego występków najlepiej dopuszczać się po cichu.

Poza średnich rozmiarów terenem szkoły (do każdego budynku możemy wejść), z czasem otwarte zostaną przed nami kolejne dzielnice pobliskiego miasteczka. Miejsce prefektów zajmują tam, bardziej tradycyjnie, policjanci. Poza wykonywaniem misji i zbieraniem bonusów, warto jest odwiedzić w mieście kilka sklepów: tak z ekwipunkiem bojowym, jak i gadżetami zmieniającymi wygląd bohatera. Najważniejsze z nich to fryzjer i sklep z ciuchami. Możliwości są zaskakująco spore, a że brak mundurka szkolnego tylko raz na jakiś czas zwraca uwagę prefektów (możliwe jest uczęszczanie na lekcje bez niego), warto pokusić się o szykowny, mafijny garniturek, bądź też luźne, ziomalskie pory. Od razu się milej hasa po okolicy.