Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 maja 2001, 11:39

autor: Andrzej Zygmański

Giants: Obywatel Kabuto - recenzja gry - Strona 2

Długo przyszło nam czekać na Giants: Citizen Kabuto. Gra, która miała wstrząsnąć światem, w końcu zagościła na naszych komputerach. Trzeba przyznać, że zrobiła niezatarte wrażenie nie tylko na mnie...

Oczywiście dla nas, graczy, najważniejsza jest sama akcja. Tutaj także Giants nie zawodzi. W jednej chwili możemy spokojnie oglądać widoki, by za chwilę wpaść w ogień walki. Czasami, otoczeni przez wyskakujących spod ziemi Ripperów, możemy poczuć się jak żołnierze kosmosu, dziko plując ołowiem na wszystko dookoła. Grając Meccami (do nich należy Baz) dysponujemy prawdziwym arsenałem ciężkiej broni, a takie nowinki techniczne jak osobista tarcza, czy super bomba, nie są im obce. Wcielenie się w Mecca jest najprzyjemniejsze dla weteranów MDK i MDK 2, gdyż poczują się jak u siebie w domu. Ich dodatkowym atutem jest działanie w grupie, zwiększające siłę argumentów.

Trochę inaczej prowadzi się kolejną postać, czyli Delphi. Posługuje się ona bardziej finezyjną bronią, jak różnego rodzaju łuki oraz podręczny miecz. Nie znaczy to, że jest słabsza - wręcz przeciwnie. Dzięki magicznym umiejętnościom potrafi rozprawić się z przeciwnikami na wiele niekonwencjonalnych sposobów. Niestety Delphi jest jedyna w swoim rodzaju, więc nie uraczymy widoku innych przedstawicielek płci pięknej po naszej stronie.

Granie tymi postaciami nie sprowadza się jedynie do rozwałki. Od czasu do czasu jesteśmy zmuszeni do wybudowania bazy na wzór tej z gier typu Real Time Strategy. Oczywiście odbywa się to w dużym uproszczeniu, ale podstawowe zasady pozostają niezmienione: zgromadzenie siły roboczej (Smarties), wyżywienie jej, obrona i końcowy atak na główną ostoję przeciwnika. W dodatku autorzy postanowili urozmaicić rozgrywkę wprowadzając w kilku etapach..... wyścigi. Zgadza się, ponętna Delphi kilka razy wskakuje na wodny skuter i staje w zawody z najlepszymi zawodnikami Sea Reapersów. Muszę przyznać, że ten element gry zrobił na mnie ogromne wrażenie. Trasy są znakomicie przygotowane, zarówno pod względem graficznym, jak i „konstrukcyjnym”, a ściganie się przynosi wiele frajdy. Czuć wyraźnie ducha SW:Pod Racers. Nie zdziwiłbym się, gdyby w najbliższym czasie pojawił się na rynku Giants: Races.

Zupełnym przeciwieństwem Mecców i Delphi jest bohater ostatnich akcji, czyli Kabuto. To potężna kilkudziesięciometrowa bestia, której przewaga leży w brutalnej sile ciała. Można zapomnieć o szybkości charakteryzującej wcześniejsze postaci oraz elemencie zaskoczenia. Co więcej, Kabuto ma do dyspozycji głównie ręce i nogi, więc może działać jedynie z bliskiej odległości. Oczywiście wielkość ma swoje bezsprzeczne zalety: jesteśmy o wiele bardziej odporni, możemy beztrosko konsumować biegających dookoła przeciwników, a budynki nie są dla nas przeszkodą. Niestety, misje Kabuto należą do najtrudniejszych i częściej przyjdzie nam uciekać niż walczyć.

Olbrzymie brawa należą się za prostotę i przejrzystość stawianych przed nami zadań. Człowiek ma czerpać przyjemność z gry, a nie łamać sobie głowę nad tym, co autor miał na myśli. Tutaj cel jest prosty i zrozumiały, a dodatkowo program wspiera nas kilkoma cennymi radami pomocnymi w danej planszy. Dzięki przejrzystej mapie trudno się zgubić a łatwo odnaleźć cel. Zazwyczaj bowiem nie on, ale sposób jego osiągnięcia jest problemem. Właśnie w tym miejscu Giants pokazuje pazury. Zapomnijmy o zamkniętych korytarzach - cała akcja gry rozgrywa się na otwartych przestrzeniach, dających graczowi szerokie pole do działania. Wyobraźmy sobie sytuację, że musimy wyeliminować koszary przeciwnika. Można to zrobić tradycyjnie, na Rambo, albo umiejscowić się na wzgórzu i za pomocą snajperki, z daleka, uporać się z problemem. Kiedy indziej przeskakujemy nad przepaścią i eliminujemy bezradnych Sea Reapersów na drugim brzegu. Czasami uda się nawet ominąć grupę wrogów, po prostu ich opływając. Możliwości jest wiele a wszystko zależy od wyobraźni gracza.