Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 stycznia 2007, 13:27

autor: Artur Falkowski

Runaway 2: Sen Żółwia - recenzja gry - Strona 2

Hitchcock powiedział, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Twórcy gry Runaway'a 2 wzięli sobie tę uwagę – a raczej jej pierwszą połowę – do serca.

To właśnie głównie dzięki nim, starannie i w przemyślny sposób stworzonym charakterom, uśmiech nie opuszcza twarzy gracza ani przez chwilę. Ich podejście do życia, pokrętna filozofia życiowa, spostrzeżenia i komentarze, odzywki czy nawet sam sposób mówienia potrafią rozbawić do łez. Co powiecie na przykład na kobietę, która co drugie zdanie wspomina swojego innego chłopaka (a miała ich naprawdę dużo) albo wybitnego kucharza, który zaszył się w lesie i wiedzie życie na wpół dzikiego trapera? Obrósł już taką legendą, że przez niektórych uważany jest za Yeti. Nawet wrogowie Briana zostali oddani z dużą dozą poczucia humoru.

Nie ustrzeżono się jednak kilku uchybień. Niestety bohater zachorował na chorobę właściwą wielu bohaterom przygodówek, mianowicie syndrom wybawiciela świata. Tym, co w poprzedniej części gry urzekało, była historia, która nie dotyczyła losów całej ludzkości. Nie było przeciwników pragnących kontroli nad światem, nie było kościelnych ani państwowych spisków decydujących o losach świata. Zamiast tego autorzy zaproponowali graczom prostą opowieść drogi o (w dużym skrócie) perypetiach mężczyzny, który pewnego dnia wpadł przypadkiem (dokładniej mówiąc, samochodem) na kobietę swojego życia. Chociaż ciąg niesamowitych wydarzeń, w które wplątali się bohaterowie, miał charakter lokalny, nie przeszkodziło to jednak dostarczyć grającym wielu godzin rozrywki na najwyższym poziomie.

Tutaj wszystko zapowiada się normalnie i nie wskazuje na to, w jaki sposób dalej potoczą się wypadki. Wprowadzenie do fabuły obcych mogłoby zadziałać, ale nie w Runaway’u, gdzie podstawę zabawy stanowiły przede wszystkim spotkania z niezwykłymi, ekscentrycznymi i oryginalnymi ludźmi. Tych co prawda nie brakuje, ale do narracji pozostającej wiernej pierwszej części, historia o kosmitach najnormalniej w świecie nie pasuje.

Zbratanego z kosmitami Joshuę znamy już z pierwszej części gry.

Odniosłem też wrażenie, że autorzy tak wiele energii włożyli w opracowanie pierwszych rozdziałów gry, że dla kolejnych zabrakło im pary. Ostatni, szósty, poza dawką niezłego humoru i nawiązań do najpopularniejszej gry o piratach w historii przygodówek, nie wnosi nic nowego do fabuły, chociaż porządna opowieść powinna właśnie w tym miejscu zdradzać najwięcej sekretów. Tymczasem my wiemy już praktycznie wszystko od końca czwartego rozdziału. Zdecydowanie daje się tu odczuć swoisty brak równowagi w opowiadanej historii. Nie wykorzystano też potencjału tkwiącego w postaci Giny. Dziewczyna pojawia się niezmiernie rzadko w trakcie gry, a jej wpływ na wydarzenia, poza byciem czynnikiem motywującym dla Briana, jest żaden.

Na graczy, którzy dotrą do końca, czeka spore zaskoczenie. Niestety niezbyt pozytywne. Gra w pewnym momencie urywa się, pozostawiając niedosyt i oczekiwanie na kolejną część. Podejrzewam nawet, że scenariusz kontynuacji Runaway’a 2 był na tyle długi, że autorzy postanowili rozdzielić go na dwie części. W ten sposób zapewnili sobie materiał na kolejną produkcję traktującą o przygodach Briana i Giny. Być może to właśnie z tego powodu odniosłem wrażenie, że konstrukcja fabuły nie do końca została przemyślana. Takie posunięcie jednak nie jest w porządku wobec graczy, którzy kupując grę spodziewają się otrzymać kompletny produkt.