Tom Clancy's Rainbow Six Vegas - recenzja gry - Strona 5
Nadszedł Vegas. Inny Vegas. W tym przypadku „konsolowatość” rozgrywki nie jest dużym zaskoczeniem. O dziwo, producent bardziej przyłożył się jednak do tego projektu. Zwiększony realizm? Nie! Ogromne pokłady grywalności? Zdecydowanie tak!
Rainbow Six: Vegas posiada oczywiście pełnoprawny multiplayer. Do wyboru mamy wiele różnych trybów rozgrywki, między innymi Survival (Last Man Standing) czy Retrieval, w którym należy zdobyć pewne kanistry, a następnie dostarczyć je w określone miejsce. Zabawę możemy też sobie do woli dostosowywać do upodobań, ograniczając na przykład wybór broni. Mnie jednak najbardziej przypadła do gustu kooperacja. Możemy tu przystąpić do wszystkich misji z kampanii singleplayer, z tą różnicą, że zamiast sterowanych przez AI kompanów bawimy się z kolegami. Pomysł genialny, wykonanie również. Na dodatek możemy wybrać tryb Terrorist Hunt, w którym mamy do czynienia z losowo rozstawianymi przeciwnikami, przez co do każdego etapu można podchodzić wiele razy.
Najważniejszy już chyba czas przejść do sedna sprawy, czyli omówienia atrakcji wizualnych. Dla wielu graczy głównym wyznacznikiem jakości może być wybrany przez producenta silnik graficzny, a mianowicie Unreal Engine 3. Faktycznie, zdaje się on dystansować całkowicie konkurencję, oferując efekty na niespotykanym do tej pory poziomie. Grafika R6 Vegas nie ustrzegła się niestety wielu uproszczeń i błędów, o których wypadałoby w pierwszej kolejności powiedzieć, tym bardziej iż negatywów będzie zdecydowanie mniej. Jedna z najbardziej kontrowersyjnych kwestii będzie zapewne dotyczyła jakości nałożonych na obiekty tekstur. W większości przypadków nie można narzekać na ich wykonanie, ale pojawią się pewne wyjątki. Widać to między innymi na przykładzie niektórych ścian i drzwi. Od siebie pragnąłbym dodać, że wszystkie opcje graficzne (nie ma ich zresztą zbyt wiele) miałem ustawione na maksimum, tak więc nie ma mowy o tym, żeby coś mnie ominęło. ;-) Rozmyte tekstury rzucają się w oczy szczególnie w Meksyku. Wybitnie nie przypadły mi też do gustu zwężenia pola widzenia, towarzyszące wykorzystywaniu noktowizora oraz trybu termowizji. Poniekąd wynika to z konsolowych korzeni gry (bezpośrednia konwersja z X360), przez co na ekranie widzimy również duże ikony oraz opisy celów misji. Wielu osobom takie coś nie będzie przeszkadzać. Osobiście wolałbym jednak, gdyby tego typu szczegóły dopasowane zostały do specyfiki komputerów osobistych.
Całą resztę można już tylko chwalić. Zacznijmy może od najlepiej wykonanej rzeczy, czyli znajdujących się na ekranie postaci. W szczególności widać to na przykładzie członków naszej drużyny. Poziom szczegółowości modeli jest niebywały. Na zbliżeniach można zaobserwować nawet takie szczegóły jak zarost na twarzy żołnierzy. Postaci są również doskonale animowane. W rezultacie bardzo często zdarzało mi się wysyłać drużynę do przodu, tak aby móc nacieszyć się przepięknie wykonanymi ruchami, towarzyszącymi szturmowaniu pomieszczeń czy ustawianiu się przy zasłonach. Genialnie przedstawia się również kwestia oświetlenia poszczególnych obiektów. Widać to zarówno w misjach rozgrywanych pod gołym niebem, jak i w trakcie pokonywania poziomów usytuowanych wewnątrz kasyn i innych budynków. Dodatkowo wypadałoby zwrócić uwagę na ładnie wykonane cienie. Po raz kolejny na pierwszy plan wysuwa się tu dowodzona przez nas drużyna. Zgodnie z obowiązującym powszechnie trendem, nie mogło zabraknąć licznych rozmyć ekranu. Towarzyszą one nam na każdym kroku, nawet przy szybkim obracaniu widoku. W kilku miejscach można także zaobserwować fajnie wykonaną wodę.