Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 grudnia 2006, 14:06

autor: Krzysztof Gonciarz

EyeToy: Kinetic Combat - recenzja gry - Strona 2

Czego potrzebujesz, by nauczyć się Kung Fu? Czyżby tylko konsoli, kamerki i płytki z Kinetic Combat? Oto jest pytanie.

Do pełnego wykorzystania możliwości gry niezbędny będzie nam duży pokój. Naprawdę duży – i należy sobie to założenie wziąć do serca, co by potem nie żałować, że wydało się kasę, a nie da się ćwiczyć. Aby kamerka (wyposażona w dodatkową soczewkę dołączaną do gry) objęła nas w całości, musimy stać co najmniej 2 metry od niej, a to tego posiadać ponad 2 metry *swobodnej* przestrzeni na latanie na boki. Swobodnej, tj. lepiej żeby na jej granicy nie stała bezcenna waza z dynastii Ming, bo mogłoby się to źle skończyć i dla niej, i dla nas. Kiedy już się usytuujemy w przestrzeni, pozostaje kwestia odpowiedniego ustawienia się tak, by nasza sylwetka pokrywała się ze znajdującym się na ekranie „duchem”. Nie jest łatwo znaleźć optymalną pozycję, a grze brakuje setupu, który by nam w tym pomógł. Jeśli nie będziemy znajdować się dokładnie w przeznaczonym dla nas miejscu ekranu, wciąż będziemy mogli do woli bawić się w zręcznościowe mini-gierki, ale ambitniejsze ćwiczenia rozpoznające ruch wykraczać będą poza nasze możliwości.

Gdy już uporamy się ze wszystkimi technikaliami, stanie przed nami wybór trybu zabawy: Free play (z bazy ćwiczeń i mini-gier wybieramy własny zestaw atrakcji), Quick play (to samo, acz dokonywane losowo) oraz Personal Trainer. Ta ostatnia opcja jest tutaj najbardziej znacząca. Udzielając w niej odpowiedzi na kilka podstawowych pytań, dotyczących naszego wieku, wzrostu, wagi, kondycji itp., umożliwiamy konsoli opracowanie dla nas 16-tygodniowego programu treningowego, po ukończeniu którego nawet najbardziej zatwardziały komputerowiec przebudzi się jako king Bruce Lee karate mistrz. A przynajmniej chcielibyśmy w to wierzyć.

Uprasza się o nie wypatrywanie krępujących detali mojego pokoju.

Wszystkie dyscypliny podzielone zostały na 4 strefy: Smoka, Tygrysa, Modliszki oraz Feniksa. Każda z nich uczy nas nieco innych technik oraz posiada inne założenia treningowe (choć ich ideologiczne podstawy trochę mnie, szczerze powiedziawszy, omijają). Znajdziemy tu ćwiczenia, które nauczą nas zadawania silnych i precyzyjnych ciosów, zabawne mini-gierki polegające na niszczeniu pojawiających się na ekranie obiektów lub unikaniu pułapek, jakieś sparringi z wirtualnymi zawodnikami, nawet pojedynki z właściwymi poszczególnym sekcjom zwierzakami. Różnorodność jest całkiem spora i jeśli tylko mamy w sobie dość samozaparcia i dyscypliny, by ćwiczyć regularnie, zapewne nie znudzimy się prędko. Dla nieco mniej bojowo nastawionych umieszczono tu też zestawy ćwiczeń oddechowych i relaksacyjnych, a także obowiązkowe rozgrzewki i auto-masaże (bez skojarzeń) na zakończenie sesji. Wszystko to zostało fajnie wytłumaczone i przedstawione na instruktażowych filmikach – niestety, po angielsku. Szkoda, wielka szkoda, Combat byłby idealnym kandydatem do kontynuowania zapoczątkowanych w zeszłym roku tradycji polonizowania interaktywnych eksperymentów Sony (BUZZ oraz Singstar).