Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 11 października 2006, 07:12

autor: Krzysztof Gonciarz

Combat Wings: Bitwa o Anglię - recenzja gry - Strona 3

Z grami value nigdy tak do końca nie wiadomo – ganić za prostotę, czy chwalić za niską cenę? Combat Wings: Battle of Britain tego dylematu nie rozwiązuje.

Sympatycznie prezentują się otoczenia, w których przyjdzie nam walczyć. O ile tekstury terenu nie budzą większych emocji, nadrabiają to etapy toczące się nad bardzo miłymi dla oka akwenami (przeważnie Kanałem La Manche). Modele samolotów nie wybijają się jakoś szczególnie, pełniąc funkcję czysto utylitarną. Wiele zabawnych słów można za to napisać o oprawie dźwiękowej, a konkretnie voice-overach. Noo, tutaj to się dopiero dzieje. O ile hasło „niskobudżetowa amatorszczyzna” byłoby krzywdzące w odniesieniu do całej gry, aktorzy podkładający głosy powinni z pokorą przyjąć je do siebie i iść się powstydzić do kąta. Komediowe akcenty i plastikowa sztuczność posunięte zostały do stopnia, który nie irytuje, a bawi. I nawet nie piszę tego ironicznie (choć sam już chwilami nie wiem), bo śmieszność dialogów istotnie staje się dla gry swego rodzaju zaletą. Dzięki temu nie przechodzą koło nas całkiem obojętnie, bo istotnych treści nie ma co się w nich doszukiwać. Autorzy próbowali przemycić w nich nieco fabuły i backgroundu dla poszczególnych pilotów z naszego skrzydła, ale są to próby zdecydowanie zbyt nieśmiałe.

Misje nocne mają najintensywniejszy klimat ze wszystkich.

Paradoks. Nie da się ocenić gry value, nie uwzględniając jej ceny i ogólnych założeń tego specyficznego rynku, ale z drugiej strony nie są to czynniki, które zgodnie z sumieniem powinno się do oceniaczki wrzucać. Czy płyty zalegające w koszach na promocji w supermarkecie nabierają przez to muzycznej wartości? No nie za bardzo właśnie. Inna sprawa, że gdyby gra pokroju Combat Wings była normalnie pełnocenowa, nic nie powstrzymałoby ani mnie, ani żadnego innego recenzenta przed przejechaniem po niej buldożerem krytyki. A tak, za śmieszną cenę otrzymujemy zawsze te kilka godzin zabawy – średniej bo średniej, ale bliższej plusowi niż minusowi (czy ktoś w ogóle rozumie o co mi chodzi? Sam się gubię). No to dajemy te okolice 60% – niewiele, ale drużyny drugoligowe nie grają w europejskich pucharach.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

PLUSY:

  • przyjemna, lekka zabawa;
  • łatwa obsługa;
  • zabawne dialogi (choć to raczej specyficzny humor);
  • (uwaga – nadużycie) niska cena.

MINUSY:

  • 2-3 godziny na ukończenie całości;
  • infantylność.