Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 6 października 2006, 12:36

autor: Piotr Bielatowicz

NBA Live 07 - recenzja gry - Strona 2

Jedna z najbardziej znanych i uważanych za najlepsze serii sportowych w historii gier. W tym roku położyliśmy ręce na przyszłorocznej edycji dość wcześnie - efekty w tekście.

Każda z drużyn ma oczywiście więcej statystyk, wyciąganych na podstawie jeszcze bardziej szczegółowych statsów każdego z zawodników. Ci ostatni zaś jeszcze lepiej scharakteryzowani zostali poprzez przyporządkowaną każdemu listę gwiazdorskich tricków i zdolności – oczywiście, mają one przełożenie na rozgrywkę i można je śmiało stosować. Niby to wszystko fajne, ale ma jedną zasadniczą wadę – zróżnicowanie poziomu trudności zależy w dużej mierze od tego, kim się gra, a nie wyłącznie od umiejętności gracza. Uznałbym to za jeden z wyróżników odróżniających ‘gry’ od symulacji – ale do tego tematu jeszcze wrócę pod koniec.

Zanim zejdę na parkiet, by już z niego nie zejść, jeszcze wspomnę o dwóch detalach. Pierwszy chciałbym nazwać product placementem, ale niestety – to określenie stosuje się jedynie do reklamowego umieszczenia reklamowanych przedmiotów podczas akcji. Tutaj zaś mamy już do czynienia ze zwykłymi reklamami umieszczonymi w grze. Co prawda nie są one puszczane osobno, ale i tak oglądanie jakichś Toyot w menu podczas przerw między kwartami trochę irytuje. W końcu, za grę płacimy wystarczająco dużo, żeby uwolnić się na jakiś czas od rzeczywistości i skupić na tym, co lubimy, a nie być dalej indoktrynowanymi przez producentów różnorakich dóbr. Najgorsze, że ostatnie doniesienia od EA mówią raczej o rozszerzeniu procederu – czyżby gry miały podzielić los telewizji upstrzonej reklamówkami czy stron internetowych zalanych migoczącymi banerami? Niewesoła wizja, a dla omawianej gry – minus.

Druga sprawa, o której chcę wspomnieć, to obiecane duperelki. Tutaj fajnym bajerem jest mała podróż sentymentalna, jeśli idzie o wygląd zawodników. Autorzy w grze umieścili bowiem masę różnych strojów. Różnią się one nie tylko odmianą ‘gościnną’ lub ‘gospodarską’, ale także okresem z którego pochodzą, a także odmianą (treningowa lub zwykła – alternatywne stroje). Miło, bo o ile nigdy nie byłem fanem sportu, to lubiłem oglądać swego czasu nocne transmisje z meczów na pewnej komercyjnej stacji ładnych parę lat temu, i fajnie jest sobie poszaleć drużynami w strojach utrwalonych w pamięci. Zwłaszcza, że w NBA – zarówno tej realnej, jak i jej cyfrowych adaptacjach – zawsze ważna była otoczka i realizacja.

Przechodząc na parkiet, najpierw zauważmy, że wyżej wspomniane aspekty dalej są silną stroną. Wygląd ekranu gry sprawia miłe wrażenie dynamicznej relacji, czemu pomaga całkiem niezły komentarz. Odpowiadają za niego dwie legendy – telewizji (Marv Albert – komentator, który doczekał się za swoją pracę miejsca w koszykarskim Hall of Fame) oraz koszykówki (Steve Kerr, który zapisał się w historii między innymi jako jeden z najskuteczniejszych ‘trzypunktowców’). Teksty tradycyjnie powtarzają się i nie zwraca się na nie uwagi, niemniej dodają dużo do atmosfery.

Skupmy się na grze, to będzie nieco więcej nieprzyjemności.