Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 września 2006, 12:40

autor: Piotr Żabnicki

Just Cause - recenzja gry - Strona 2

Bez wstępu, bo i ta gra nie daje nam szansy na wzięcie oddechu. W ciągu pierwszych pięciu minut gry dostajemy prosto w czoło taką dawkę dynamicznej akcji, że można by nią obdzielić kilka innych tytułów.

Nie musimy nawet wykonywać niezwykle dynamicznych i niezwykle wybuchowych misji – jeśli traktujemy wyprawę jak wakacje na koszt wuja Sama albo sprzeciwiamy się polityce US of A i nie zamierzamy „mieszać się w sprawy suwerennego kraju” możemy na przykład... wybrać się na wycieczkę w góry. Rano orzeźwiająca kąpiel w zatoce, potem plecak na ramię i dalej w górskie ostępy! Po zdobyciu szczególnie stromego szczytu możemy nawet skoczyć z jego czubka, z gracją rozwinąć spadochron i spokojnie poszybować na sam dół. Jeśli przy okazji trafimy na zachód słońca (tak, tak, cykl dnia i nocy został zaimplementowany), widoki będą wprost fenomenalne.

Jeśli spotkacie osobę na zabój zakochaną w Just Cause, nie wierzcie jej jednak (a przynajmniej nie do końca) – ta gra nie wygląda aż tak dobrze jak Far Cry. Co oczywiście nie przeszkadza jej wyglądać świetnie, a przede wszystkim znacznie lepiej, niż gry Rockstara. Silnik graficzny Avalanche, w odróżnieniu od CryEngine pisany był jednocześnie pod różne platformy i choć w niewielkim stopniu – jednak to widać. Ale niech to Was nie zrazi – Just Cause wygląda przepięknie, a chwilami nawet zapiera dech w piersiach.

JUMP! JUMP! – śpiewał Kriss Kross i choć to było dawno – Rico zapamiętał.

Generalnie, jeśli chodzi o dopracowanie takich elementów jak interfejs, sterowanie postacią i pojazdami, a przede wszystkim system walki, San Andreas musi ustąpić pola swojemu kuzynowi. Widać, że Skandynawowie ze studia Avalanche postarali się, aby dynamicznych walk nie zakłócały kłopoty z klawiszami czy zbyt ociężały kursor. Niektóre z walk (szczególnie zakochany jestem w tych dwóch pistoletach) naprawdę przypominały mi najlepsze momenty Maxa Payne, a to chyba coś znaczy. Również sterowanie samolotami i śmigłowcami, tak uciążliwe w grach Rockstara, rozwiązane zostało lepiej i sprawniej, niż w GTA. O klasie Just Cause świadczy chyba najlepiej fakt, że niektóre rzeczy robi lepiej, niż bodaj najlepsza seria gier wszech czasów.

Idźmy dalej – skoro wspomniałem już o pojazdach, to trzeba przyznać, że i w tej dziedzinie rzeźbiarze modeli z Avalanche nie mają się czego wstydzić. Dosłownie każdy pojazd, jakiego moglibyśmy się spodziewać, w San Esperito się pojawi. Romantyczna przejażdżka po wodach zatoki w szybkiej łodzi rybackiej? Voila. Podziwianie wysp i wysepek z góry, siedząc za sterami śmigłowca bojowego? Prosimy bardzo. Odrobina szaleństwa i wtargnięcie w sam środek bazy wojskowej w luksusowej limuzynie albo – jeszcze lepiej – w czołgu? Panie i panowie – to się da załatwić. Twórcy podają, że w grze występuje około setka pojazdów, ale ja dałbym głowę, że jest ich więcej. Czyżbym zaczynał cierpieć na dżastkosomanię? Nawet jeśli tak, to ze względu na Wasze dobro rozrywkowe – mam nadzieję, że jest ona zaraźliwa.