Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 września 2006, 12:20

autor: Szymon Błaszczyk

Tekken: Dark Resurrection - recenzja gry - Strona 3

Dobrze podejrzewacie, że niniejsza recenzja będzie zlepkiem pochwał i zachwytów. Sześć magicznych literek składających się w słowo „Tekken” zobowiązuje.

Postacie

Z roku na rok w Tekkenie przybywa wojowników. Pod tym względem Dark Resurrection nie ma sobie równych. Bohaterów jest ponad 30! Każdy prezentuje zupełnie odmienny styl walki, ma inne ciosy specjalne, uderzenia zadaje z różną szybkością i co równie ważne, różni się wyglądem. Design postaci jest fantastyczny. Dosłownie i w przenośni, bo niektóre z nich wyglądają niczym z bajki, zaś poziom ich wykonania jest niemalże perfekcyjny. Możemy wcielić się Lawa, azjatyckiego wojownika kung-fu, Devil Jina – pół człowieka, pół upadłego anioła wykorzystującego ciemne moce, Eddy’ego, którego sposób poruszania się po arenie przypomina freestyle’owy taniec, a nawet w Rogera Juniora oraz Kumę. Tych ostatnich poza dziwnymi imionami wyróżnia ich coś jeszcze. To zwierzęta! Pomimo tego, że gra się nimi przeciętnie, sympatycznie jest się wcielić w kangura bądź cyrkowego misia pandę. ;) Pojawiły się dwie nowe postacie: Dragunov oraz Lili. Ten pierwszy znalazł wielu zwolenników wśród graczy, lecz ja nie potrafię opanować jego charakterystycznego stylu walki. Lili natomiast bardziej przypadła mi do gustu, ma niezłe kształty i jest niezwykle dynamiczna (bez podtekstów proszę!). Starych ulubieńców, takich jak Armor King czy Jin, oczywiście nie zabrakło.

Klony atakują!?

Na osobny akapit zasługują ciosy i bardziej złożone kombosy. Jedne postacie mają ich więcej, drugie mniej. Weźmy na przykład Kinga. Na liście komend widnieje ponad 150 różnorakich uderzeń, chwytów, kopniaków, z których zdecydowanej większości nie wykonamy, nim solidnie nie poćwiczymy. Lili zaś ma ich znacznie mniej, ale prostota wykonania kilkunastu skutecznych ciosów może zachęcić wielu nabywców Tekken Dark Resurrection do wcielenia się właśnie w nią. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jedna postać jest dużo lepsza od innej, lecz długotrwały trening sprawia, iż nawet w skórze Ganryu poradzimy sobie z Armor Kingiem.

Areny

Pojedynki staczamy na wymyślnych arenach, których w sumie jest 19. Projektantom pomysłów nie brakowało. Świadczą o tym plansze w dalekowschodniej scenerii, ekscytujące pojedynki na dachu kręgielni, a nawet na platformie umiejscowionej w przestrzeni kosmicznej. Najlepsze wrażenie zrobiła na mnie arena z helikopterem w tle. W trakcie pojedynku na niej zarówno doznania estetyczne jak i dźwiękowe stoją na najwyższym poziomie. Przypomniała mi ona ponadto, jak bardzo w starym Virtua Fighterze podobała mi się możliwość wyrzucenia przeciwnika poza wyznaczony obszar. Niestety, takiej sposobności w Tekkenie nie ma.

Dodatki

Za odniesienie zwycięstwa otrzymujemy skromną liczbę złotych monet. Kiedy uzbieramy ich kilkaset tysięcy, będziemy mogli nabyć w Tekkenowym sklepiku gadżety dla bohaterów. Miś panda wygląda bardzo pociesznie w różowym bikini, natomiast już i tak przerażający Devil Jin, dodatkowo z kolcami wystającymi z klatki piersiowej odstraszy niejednego gracza o słabych nerwach. Przedmioty nie podnoszą statystyk wojowników, jednakże miło je kompletować po to, aby pochwalić się przed kolegą nowym wdziankiem herosa.