Call of Juarez - recenzja gry na PC - Strona 4
Call of Juarez to tak naprawdę historia dwóch różnych ludzi, których połączyła tragedia. W pierwszej kolejności mamy okazję poznać Billy’ego. To typowy awanturnik, który po kilku latach postanawia powrócić w rodzinne strony...
Przyjrzeliśmy się zwierzynie, pora na łowcę. Nie będę ukrywał, iż etapy z udziałem Ray’a zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu. Warto byłoby się w tym miejscu zatrzymać i powiedzieć nieco więcej na temat toczonych walk. To jedna z podstawowych atrakcji gry. Call of Juarez nie zalicza się do tych strzelanek, w których przeciwników można wystrzelać jak kaczki, a główny bohater jest w stanie przyjąć kilkadziesiąt pocisków. W recenzowanej produkcji do każdego pojedynku trzeba podchodzić z pewną rozwagą. Przede wszystkim, nie można się zbytnio wychylać, gdyż przeciwnicy (szczególnie ci uzbrojeni w lepsze karabiny) czekają tylko na taką okazję. W rezultacie trzeba wyszukiwać sobie dobre zasłony (ściany budynków, skrzynie itp.). Dodatkowym ułatwieniem są opcje kucania, wychylania się na boki i przybliżania sobie widoku. Przy wykonywaniu dwóch ostatnich czynności może co prawda zabraknąć palców na klawiaturze, ale generalnie nie jest z tym tak źle. Na plus trzeba też zaliczyć podział ciał wrogów na strefy. Celny strzał w głowę pozwala więc szybko zakończyć dany pojedynek. Zdarzają się co prawda sytuacje, w których bandyci nie chcą szybko zginąć, aczkolwiek zaliczają się one do rzadkości. Szkoda natomiast, że w trakcie walk z bossami pojawiają się już typowo konsolowe paski energii. W moim przekonaniu nie pasują one do stylu tej gry. To samo tyczy się także zbieranych po drodze buteleczek, dzięki którym można w błyskawiczny sposób się wyleczyć. Obawiam się jednak, że rezygnacja z tego typu ułatwień mogłaby odstraszyć wielu graczy.
Warto byłoby też powiedzieć o kilku innych ciekawostkach. Zacznijmy może od czegoś lżejszego. W wielu miejscach pojawia się możliwość wzniecania ognia. Do tego celu wykorzystuje się głównie lampy naftowe. W taki oto sposób można sobie uatrakcyjnić niektóre pojedynki, na przykład wypędzając wrogów z okupowanej kryjówki. W trakcie zabawy trzeba się też interesować aktualnie posiadanymi giwerami. Mogą się one bowiem psuć. Odpowiednio wcześniej musimy więc wymienić daną broń. Na szczęście nie sprawia to większych problemów, gdyż praktycznie każdy załatwiony przeciwnik pozostawia po sobie jakąś giwerę. Jeszcze ciekawiej zrealizowano znany chociażby z gier z serii Max Payne bullet-time. W recenzowanej grze nazwano go trybem koncentracji. Żeby w ogóle móc skorzystać z tego trybu, należy odpowiednio wcześniej schować posiadane rewolwery. Bullet-time przydaje się szczególnie wtedy, gdy musimy oczyścić niewielkie pomieszczenie, w którym znajduje się 2-4 przeciwników. Co ciekawe, na ekranie widzimy wtedy dwa oddzielne celowniki, a naszym zadaniem jest nakierowanie ich na bandytów. W podobnym stylu rozgrywane są pojedynki na śmierć i życie. Mógłbym się nawet pokusić o stwierdzenie, iż mamy tu do czynienia z niezbyt skomplikowaną minigrą. Cała zabawa opiera się w głównej mierze na szybkim wyciągnięciu broni. Wycelowanie w przeciwnika nie sprawia już bowiem dużego problemu. Jeśli zaś chodzi o giwery, możemy mieć przy sobie dwa rewolwery oraz karabin lub shotgun. Trzeba przyznać, iż zdobywane w trakcie zabawy bronie są dość zróżnicowane. Można też jednak praktycznie przez całą zabawę korzystać wyłącznie z ulubionych giwer. Pozostałe przedmioty, jak chociażby dynamit, nie są już tak przydatne.