Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 sierpnia 2006, 12:15

autor: Adam Kaczmarek

Keepsake - recenzja gry - Strona 2

Pomimo wyraźnie niskiego budżetu Wicked Studios stworzyło naprawdę ciekawą pozycję. Szkoda, że aspekty audiowizualne wypadły średnio, bo dzięki nim Keepsake mogło z dumą stanąć na półce z klasycznymi dziełami, a tak znajduje się nieco niżej.

Pierwsze kroki stawiamy w tutorialu, przygotowanym specjalnie dla graczy mniej obeznanych z systemem point’n’click. Po opanowaniu podstawowych zagadnień możemy pobawić się interfejsem. Jego mocną stroną jest estetyka wykonania oraz funkcjonalność. Nie ma szans, aby ktoś z was go nie opanował. Za jego pośrednictwem przeprowadzenie dialogu czy przeglądanie zdobyczy w plecaku jest bajecznie proste. Na dodatek ładnie wygląda. Oprawa audiowizualna jest już niestety nierówna. Do wyglądu Akademii nie można się przyczepić. Piękne herby, posągi, kamienne ściany wraz z witrażami, sugestywne oświetlenie – Wicked Studios nie ma się czego wstydzić. Wnętrza są architektonicznie piękne, pozostawiają po sobie jak najlepsze wrażenie, nie schodzą poniżej pewnego, solidnego poziomu już do samego końca rozgrywki.

Gorzej natomiast z wyglądem postaci oraz ich animacją. Sylwetki zbudowane są z małej liczby wielokątów i tektur w niskiej rozdzielczości. Ich ruchy są sztywne, nienaturalne, często widać, jak ślizgają się wchodząc po schodach. Bliżej tu do gier z poprzedniego tysiąclecia, aniżeli do nowoczesności. Tak samo można ocenić sferę audio. Muzyka jest spokojna, dyskretnie przygrywa podczas rozgrywki. Nie stara się wychodzić na pierwszy plan, nie zalatuje od niej patosem. Jednak to, co dręczy uszy, to voice-acting. Głosy postaci, jakie miałem nieprzyjemność usłyszeć, są najgorsze spośród wszystkich gier przygodowych, z jakimi miałem styczność przez ostatnie 5 lat (a było ich trochę). Szczególnie kiepsko wypada głos kupca Mustavio, który z włoskim akcentem wydziera się przy każdej okazji. Przypomina mi się telewizyjna reklama pewnego batonika, w której zmęczony turysta siada pod palmą, a stojący nad nim rasta proponuje zakup zegarka. Po 5 minutach marzymy tylko o jednej rzeczy – tabletce na ból głowy. Resztę podłożonych głosów można od biedy zaakceptować.

Wnętrza budowli naprawdę urzekają, ale sporo biegania skutecznie utrudnia podziwianie widoków.

Keepsake zaskakuje doskonałymi zagadkami. Wreszcie otrzymałem tytuł, w którym rozwiązywanie łamigłówek to prawdziwe łamanie głowy. Nie przypominam sobie, aby któraś z nowszych przygodówek wymagała kartek papieru i długopisu obok klawiatury. Keepsake każe graczowi główkować i myśleć. Czasem po kilkadziesiąt minut jak nie więcej. Przy niektórych puzzlach człowiek potrafi prześlęczeć nawet pół dnia, a i tak nie znajdzie rozwiązania zagadki. Jeżeli lubicie logiczne gierki, macie ciąg do kombinatoryki, to Keepsake jest dla was. Tym bardziej, że zadań jest dużo. Dla tych, którzy zdążyli się już przestraszyć poziomu trudności omawianego tytułu uspokajam – interfejs ma wbudowany system pomocy, który powoli naprowadza nas na właściwy tor w rozgryzaniu łamigłówek. Zapewne hardcorowcy nawet go nie zauważą. Czego możemy spodziewać się przedzierając się przez kolejne pokoje Akademii? Repertuar jest niezwykle szeroki. A to trzeba naprawić pompę wodną, a to przestawić książkę w miejsce innej przy użyciu czarów. Nie zabrakło nawet popularnych gier kryjących się pod inną nazwą. Miłośnicy sudoku czy szachów będą mieli nad czym posiedzieć. Ze swojej strony dodam, iż rozwiązanie niektórych, trudniejszych questów sprawiło mi niemałą satysfakcję.