Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 18 kwietnia 2001, 17:39

autor: Bolesław Wójtowicz

Amerzone: Testament Odkrywcy - recenzja gry - Strona 2

„Zdradził swoją kobietę, swoje ideały i ludzi, którzy mu zaufali. Naraził się na pośmiewisko, hańbę oraz zapomnienie. Czy starczy ci sił, by udać się w podróż do Zapomnianej Krainy i uczynić by mieszkańcy Amerzone znów zobaczyli w powietrzu białe ptaki?”

Kiedy instalowałem grę na moim mocno już wysłużonym komputerze, początkowo obawiałem się, czy wystarczy mi miejsca na twardym dysku oraz czy ja, osoba niezbyt biegła w grach komputerowych, dam sobie z nią radę. Jak się okazało całość instalacji to raptem kilka megabajtów, a obsługa jest najprostsza z możliwych. Ale zacznijmy po kolei.

Po uruchomieniu gry, kiedy znowu znalazłem się na drodze prowadzącej do latarni i spotkałem tego samego listonosza, co wtedy, miałem wrażenie, że przeszłość wróciła. Wszystko było takie same. Ta sama droga, ciężkie, szare chmury na niebie, skrzypienie roweru listonosza, skowyt wiatru, a nawet list z muzeum. Muszę przyznać, że jednak panowie z firmy Microids postarali się i stworzyli coś dla mnie wręcz nieprawdopodobnego. Przenieśli cząstkę mojego życia do komputera. Znowu mogłem przeżyć śmierć Valembois, odnalezienie przedziwnego wodolotu, odkrycie jaja, lot za sznurem gęsi, upał tropikalnej wyspy, zanurkować pod wodę wraz z wielorybem, zwiedzić indiańską wioskę, zanurzyć się w cudowną dżunglę czy też przejechać się po bagnach na żyrafie płetwonogiej. Uwierzcie mi, że dzięki geniuszowi twórców gry, poczułem się jakbym tam był znowu. Prawdziwe deja vu.

Parę słów napiszę teraz o tym, jak toczy się tu rozgrywka. Na otaczający nas świat patrzymy oczami naszego bohatera, a poruszamy się tylko w kierunkach przewidzianych przez autorów. Kiedy mamy możliwość wykonania jakiejś czynności, czy to przejścia dalej, czy też użycia jakiegoś przedmiotu, wówczas zmienia się kursor. Klikamy myszką i już jesteśmy w następnej lokacji lub widzimy efekty wykonanej przez nas czynności.

Początkowo ja, jako nowicjusz w tego typu grach, nie umiałem się przyzwyczaić do tego sposobu poruszania, ciągle miałem w pamięci pełną swobodę z którą biegałem po wyspie czy też dżungli, ale po pewnym czasie doszedłem do wniosku, iż jest to najlepsza z możliwych metod przemieszczania się, gdyż pozwala skupić się na rozwiązywaniu zagadek zamiast błądzenia po lokacjach. Zresztą więcej informacji uzyskałem wówczas dzięki lekturze dziennika Valembois i jego listów, niż przeszukując wszystkie zakamarki latarni, wioski czy też opustoszałego miasta. I tak to też zostało przedstawione w grze. Warto czytać wszystkie listy, nawet te, które mogą wydać się bardzo długie. Należy często zaglądać do albumu z rysunkami naukowca, gdyż w niektórych przypadkach znajdziemy tam rozwiązanie jakiejś zagadki, a w innym wiedzę o miejscu w którym się znaleźliśmy. Podobnie musisz drogi graczu uważnie słuchać, co mówią do ciebie napotkane w podróży osoby. Obojętne, czy jest to zbzikowany na pozór naukowiec, rozeźlony rybak czy też lekko zdziwaczały mnich. Każda z tych osób ma coś ciekawego do powiedzenia, od każdej z nich dowiesz się o rzeczach ważnych w twojej dalszej wędrówce. Może i trwają one czasami trochę długo, ale cierpliwość to ważna cecha każdego podróżnika.

W zabawie posługujemy się tylko i wyłącznie myszką. Lewym klawiszem wykonujemy wszystkie podstawowe czynności, natomiast prawym otwieramy swój plecak w którym możemy przechowywać wszystkie znalezione w drodze rzeczy. Prościej już się nie da.