Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 czerwca 2006, 12:41

autor: Krzysztof Gonciarz

Panzer Elite Action: Pola Chwały - recenzja gry - Strona 2

Zręcznościowa odsłona Panzer Elite to książkowy przykład gry źle zaprojektowanej – i z tego tylko powodu postrzegana być może jako ciekawostka.

AI przeciwników, jak łatwo się domyślić, nie istnieje i działają oni w oparciu o najprostsze możliwe skrypty. Powoduje to, że tak naprawdę wystarczy prowadzić walkę w ruchu, bez zatrzymywania się, a praktycznie nikt nie będzie w stanie nam poważnie zagrozić. Jakby tego było mało, sterujemy tu superczołgiem zdolnym przyjąć 15x tyle obrażeń, co jakikolwiek inny w świecie gry. Rozsiane po mapie punkty regeneracji (zdrowia i amunicji do działa) dodatkowo ułatwiają sprawę, przypominając dodatkowo o fakcie obcowania z niezbyt przemyślaną zręcznościówką. Właśnie, niezbyt przemyślaną. Problemem PEA jest przede wszystkim bardzo słaby projekt, duża odpowiedzialność spada więc na game designera, Boba Batesa (który pracował m.in. nad Unrealem 2, więc nie jest ani człowiekiem znikąd, ani debiutantem).

Rolką myszki zmieniamy ujęcia kamery. To powyżej jest ciekawe, choć niepraktyczne.

Pierwszą uwagę co do spraw technicznych związanych z tą produkcją zebrać można już w trakcie instalacji, wywołującej żywiołową reakcję ze strony programów antywirusowych. WTF? Ciężko rzec, ale w moim przypadku czasowe zdjęcie zabezpieczenia („będę się kontrolować, kochanie”) było jedynym wyjściem, by grę zainstalować i uruchomić. Swoje 3 grosze wrzuca tu także uwielbiany przez wszystkich Starforce, czyli najbardziej uciążliwy system antypiracki, jaki kiedykolwiek ujrzał światło dzienne. I tak mieszane odczucia towarzyszące włączaniu gry zostają więc dodatkowo posypane pieprzem dzięki 30-sekundowej procedurze weryfikacji oryginalności płyty. Urgh.

Pole bitwy trudno jest określić mianem interaktywnego. Autorzy chwalą się możliwością przewracania drzew, ale jest to jedyny rodzynek w tym zakalcowym cieście. Większość obiektów ma tu charakter półmaterialny – możemy przejechać przez nie niczym Bliźniacy z drugiej części Matrixa przez ściany. Mimo to, oprawy wizualnej nie należy całkowicie skreślać. Gra wygląda estetycznie i gdyby taka grafika połączona była z solidnym, zabawowym gameplayem – spokojnie przymknęłoby się oko na ewentualne niedoróbki. Ślady gąsienic w śniegu, wybuchy pocisków artyleryjskich, latające nad głowami samoloty, to wszystko tworzy pewien klimat. Nawet modele czołgów są doprawdy przekonujące. Tylko czemu nie ma gry w tej grze?