Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 czerwca 2006, 12:09

autor: Krzysztof Gonciarz

Kod Da Vinci - recenzja gry - Strona 3

Być może Da Vinci ukrył w swoich obrazach wskazówki na temat zrobienia dobrej gry przygodowej. Nawet jeśli, to 2K Games i tak nie złamało jego kodu.

Walka to generalnie jakieś straszliwe nieporozumienie. Na modłę Fahrenheita, polega ona na wstukiwaniu w klawiaturę/pada wyświetlanych na ekranie sekwencji przycisków. Jest to jednak zbyt przeciągłe, nudne, trudne, niesprawiedliwe i bezsensowne. Mamy do wyboru trzy ruchy: zwykły cios, rzut oraz pchnięcie. Jeśli nie uda nam się danego manewru wykonać bezbłędnie, przechodzimy do defensywy, w której to musimy błyskawicznie naciskać przyciski, albo zbierać bęcki od policjanta/strażnika/bandziora czy kogokolwiek tam próbujemy znokautować. Jeśli mamy odrobinę szczęścia, przeciwnik stoi do nas tyłem i możemy się do niego zakraść z użyciem opcji Stealth (domyślnie przytrzymujemy Shift), co umożliwia wykonanie supermocnego ciosu ogłuszającego. Normalka. AI rzecz jasna nie istnieje, a cały ten ambaras wydaje się mieć na celu tylko i wyłącznie przeciągnięcie rozgrywki o tę godzinę, dwie dłużej.

Zawarta w grze encyklopedia posiada pewną wartość edukacyjną, gdyż, z tego co zauważyłem, nie miesza rzeczywistości z literacką fikcją, która co bardziej podatnym na sugestie może poprzestawiać system wartości. A tak, mamy możliwość poznania sporej ilości faktów historycznych, a także poprzyglądać się niejednemu arcydziełu malarskiemu. Niektóre z tych ostatnich badać będziemy w ramach rozwiązywania zagadek (akcja z „Ostatnią wieczerzą” bardzo pozytywna), pozostałym (np. w Luwrze) przyjrzeć się można poza konkursem. Sumarycznie duży plus, łączenie zabawy z nauką nie boli. Pytanie tylko dla kogo to, skoro ze względu na kontrowersyjną tematykę raczej nie jest to produkcja skierowana do dzieci.

Tak wygląda screen w całości – czarne pasy na 1/3 ekranu są tajemnicą skrywaną przez zakon 2K Games od setek lat.

Oprawa The Da Vinci Code to taki mały wehikuł czasu, który teleportuje nas dobrych kilka lat wstecz. Nie, żeby wiązało się z tym cokolwiek pozytywnego. Postacie są sztywne i brzydkie, pozbawione jakiejkolwiek mimiki (nie są to również cyfrowe odpowiedniki Hanksa i Tautou, wszak to nie Electronic Arts, hihi), a otoczenia bardzo ubogie w detale i polygony. Najjaśniejszym punktem strony wizualnej są chyba.. menusy, przesiąknięte specyficznym klimatem szkiców Leonarda (z tym Rise of Nations to naprawdę zabawny „zbieg okoliczności”, ale ten Microsoft dowcipny). Beznadziejnym pomysłem jest również przycięcie ekranu do formatu zbliżonego do 16:9, dzięki czemu przez 90% czasu zabawy mamy na ekranie wielkie, czarne pasy. Niezbadane są wyroki 2K Games.