Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 21 kwietnia 2006, 12:28

autor: Paweł Surowiec

True Crime: New York City - recenzja gry - Strona 4

W True Crime: New York City wcielamy się w czarnoskórego glinę Marcusa Reeda. Jego przeszłość jest równie ciemnawa jak odcień skóry...

Graficznie miasto prezentuje się dość dobrze – połyskujące od deszczu ulice, fruwające wokoło śmieci w dzielnicach o dużej przestępczości, neony, lampiony itd. Są miejsca, gdzie jest szaro i brudno i są takie, gdzie oczy bolą od koloru. Gorzej wyglądają obrzeża miasta czy wieżowce (szczególnie ich górne kondygnacje). Nienajlepiej prezentuje się też horyzont przed nami, gdy jedziemy szeroką ulicą. Generalnie miasto w GTA robiło wrażenie jednak dużo bardziej zróżnicowanego pod względem zabudowy i wizualnie ciekawszego – tu jest bardziej monotonnie. Metropolia sprawia wrażenie w większym stopniu ponurej i smętnej niż ta z San Andreas (pogłębiają to odczucie częste ulewy), ale też całkiem dobrze oddaje to policyjno-gangsterski klimat gry. Zwiedzając samochodem miasto i przejeżdżając przez takie jego dzielnice jak Chinatown, Harlem czy Soho, często natkniemy się na charakterystyczne obiekty znacznie różniące się wyglądem od pozostałych budynków – zapewne są to prawdziwe miejsca przeniesione do gry z nowojorskiej rzeczywistości.

Pełno jest sklepów, w których możemy zakupić nowe, wystrzałowe ciuchy czy zmienić fryz (nie znalazłem tylko znanej z GTA: San Andreas ‘pakerni’ i studia tatuażu). Wnętrza tych sklepów, biur, klubów etc. – kolorowe i o dosyć dużej szczegółowości – zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Oczywiście w przypadku pomieszczeń mamy do czynienia z pewną schematycznością, ale przy tak dużej liczbie lokali porozrzucanych po całym Nowym Jorku chyba trudno było tego uniknąć. Modele samochodów wykonane są bardzo dobrze i jest ich naprawdę dużo. Trochę gorzej sprawa wygląda z motocyklami, tych mamy ledwie parę typów. Solidnie prezentują się także postaci ludzi. Dla odmiany – abyś szanowny Czytelniku nie odniósł wrażenia, że jest tylko tak różowo – wiedz, że zdarzają się także „kwiatki” graficzne, np. znikające tekstury ulicy.

Jedna z zabawniejszych misji w grze – Twoim zadaniem jest, popisując się brawurową jazdą radiowozem na sygnale, doprowadzić pasażerkę siedzącą z tyłu do... hm.

Na soundtrack gry składa się kilkadziesiąt utworów, przede wszystkim rzecz jasna hip-hop (tu rządzi Redman), który już chyba musi być, gdy bohaterem gry jest Afroamerykanin, a także metal/punk (m.in. Sick of it all, Biohazard, Danzig). Trochę po macoszemu potraktowano rocka czy muzykę klubową. Jak dla mnie poważnym mankamentem jest kompletny brak stacji radiowych i spikerów z jajcarskimi tekstami a la GTA. Wsiadając do samochodu można sobie odsłuchiwać tylko poszczególne kawałki ze ścieżki dźwiękowej, więc jeśli jesteśmy ‘zafiksowani’ tylko na jeden gatunek muzyki, pewnie będziemy słuchać w kółko tych samych kilku utworów.