Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 kwietnia 2006, 12:28

autor: Paweł Surowiec

True Crime: New York City - recenzja gry - Strona 3

W True Crime: New York City wcielamy się w czarnoskórego glinę Marcusa Reeda. Jego przeszłość jest równie ciemnawa jak odcień skóry...

Podobnie wygląda sprawa ze strzelaninami – są dynamiczne i efektowne, jednak niezbyt trudne. (Reed może nawet rzucić się w bok i strzelać lecąc w powietrzu, podczas gdy czas zwalnia – taki bullet time a la Max Payne). Ciekawym patentem jest możliwość dokładnego wycelowania, podczas którego czas również płynie wolniej, w odpowiednią część ciała przeciwnika – możemy strzelić mu w głowę (punkty złego gliniarza) albo zaaplikować ołów w kończynę i wytrącić broń z ręki (dobre punkty). Takie rozwiązanie przydaje grze smaku, gdy Twoja postać znajdzie się w sytuacji, kiedy przestępca zasłania się zakładnikiem. Radochę potęguje spora liczba broni, które możemy nabyć w nowojorskich sklepach czy na policyjnej strzelnicy, począwszy od broni białej, przez paralizatory elektryczne, a skończywszy na takich cudeńkach jak minigun, miotacz ognia czy granatnik RPG. Frajdę sprawia także całkiem niezły model obrażeń, które możemy zadawać tymi narzędziami mordu – odrąbanie/odstrzelenie delikwentowi kończyny czy ‘makówki’ nie stanowi problemu i znacznie podnosi poziom adrenaliny u gracza.

Czym byłby klon GTA, jakim jest recenzowana przeze mnie gra, bez porządnie odwzorowanej jazdy samochodem? Model prowadzenia poszczególnych fur prezentuje się przyzwoicie (spróbuj zasuwać przez miasto z przestrzelonymi oponami, daleko nie zajedziesz) choć pewne zdziwienie budzić może możliwość jechania na dwóch kółkach nawet potężną ciężarówką. Ale w końcu to gra akcji a nie symulator samochodu, więc takie kaskaderskie numery są do zaakceptowania a nawet mile widziane, nieprawdaż? Do tego dochodzi jeszcze niepełny, choć wystarczający, model uszkodzeń pojazdów a także możliwość dokonania naszym automobilem sporej demolki otoczenia (wszelkich słupów, koszów, budek z hot-dogami), w tym także tego żywego – przechodnie wręcz uwielbiają wskakiwać nam pod koła.

Arena nielegalnych walk. Nie dajcie się zwieść pozorom – babcia w głębi oprócz osteoporozy ma czarny pas w Tae Kwon Do a dziadek na pierwszym planie poza uciążliwymi dla otoczenia problemami gastrycznymi dysponuje silnym kopnięciem z półobrotu.

Rozpisując się nad tymi trzema elementami gry (bójki, strzelaniny i jazda samochodem) muszę wspomnieć o poważnym mankamencie tej gry, jakim było dla mnie uproszczone pozyskiwanie wszelkich nowych umiejętności, czy to strzeleckich, czy w prowadzeniu pojazdów (‘palenie gumy’), czy wreszcie dodatkowych ciosów – wystarczyło trochę kasy (a pieniądze również zdobywało się dosyć szybko). Bolał brak jakichkolwiek praktycznych egzaminów weryfikujących nabyte zdolności. W pierwszej odsłonie True Crime mieliśmy do czynienia z takim rozwiązaniem (testy), choć nie było najszczęśliwiej wykonane. Może wystarczyłoby tylko coś zmienić, poprawić, ale żeby od razu z tego pomysłu zrezygnować...