autor: Marek Czajor
Key of Heaven - recenzja gry
Prawie rok po premierze japońskiej Key of Heaven dotarło w końcu pod nasze europejskie strzechy. Japońskie RPG-i mają specyficzny klimat, który odnajdziecie również w nowej grze Climaxu. Gra nie ustrzegła się jednak kilku istotnych błędów.
Recenzja powstała na bazie wersji PSP.
Climax Entertainment to japoński producent, nie mający nic wspólnego poza nazwą z europejskim, bardziej renomowanym Climaxem. Skośnoocy programiści tworzą produkty wyłącznie na konsole, lecz nie są na stale przywiązani do jednej platformy sprzętowej. Niektórzy z was być może pamiętają jeszcze grę Time Stalkers na Dreamcasta. Ludzie, jak ten action-cRPG świetnie wyglądał w zapowiedziach! Po premierze przyszła jednak kolej na weryfikację poglądów i tytuł dostał po garbie od bodaj wszystkich branżowych mediów. Minęło kilka lat i oto Climax Entertainment ponownie próbuje sił na poletku RPG-owym. Czy Key of Heaven (w wersji japońskiej Taichi No Mon, w amerykańskiej Kingdom of Paradise) to udany powrót dewelopera, czy znów niewypał, dowiecie się z niniejszej recenzji.
Od 300 lat, czyli od czasu zakończenia Wielkiej Wojny, mieszkańcy Ouka żyli w pokoju i harmonii. Kontynent objęło we władanie pięć klanów: Seiryu na wschodzie, Genbu na północy, Byakko na zachodzie, Suzaku na południu i Kirin w centrum. Na czele każdego klanu stał przywódca, przechowujący święty miecz – najcenniejszą relikwię, zapewniającą bezpieczeństwo i równowagę między klanami. Przez 300 lat panował pokój...
Bohater, w którego się wcielacie, ma na imię Shinbu i jest niedoświadczonym, ale świetnie już zapowiadającym się wojownikiem klanu Seiryu. Pewnego dnia, gdy młodzieniec tradycyjnie odbywał wielogodzinny trening władania mieczem, stał się świadkiem ataku kilku Kirin na młodą kobietę. Chłopak oczywiście stanął w jej obronie pokonując napastników. Uratowana dziewczyna o imieniu Sui Lin objawiła mu straszną prawdę: świątynia Seiryu została splądrowana przez wojowników Kirin, władca klanu i jego świta wymordowani, a święty miecz Seiryu skradziony! Shinbu nie ma wyjścia – wyrusza w długą podróż, kresem której jest pokonanie wroga, odzyskanie miecza Seiryu i odbudowanie struktur klanu.
Tyle fabuła, czas na rzeczywistość. Zgodnie z formułą japońskich RPG-ów odwiedzacie wielkookimi bohaterami kolejne krainy, prowadzicie dziesiątki ważnych i nieważnych rozmów, a łzy, rozterki tudzież rozdzierające serce cierpiętnicze sceny przeplatają się z obrazami pełnymi szczęścia i radości. Wszystko tradycyjnie jest tajemnicze, zawikłane i pokręcone. Przyjdzie wam potykać się z dziesiątkami wrogów, wśród których oprócz ludzi znajdują się dziwaczne stwory, mogące powstać tylko w wyobraźni żółtych braci. Mimo, iż możecie wybrać jedną z pięciu wersji językowych, i tak musicie przywyknąć do dużej liczby japońskich nazw (na szczęście podanych w „łacińskiej” formie), przewijających się w Key of Heaven. Podsumowując: miłośnicy gier spod znaku Final Fantasy poczują się jak w domu, zwolennicy czegoś bardziej w stylu Diablo czy Untold Legends już raczej nie. Ale do rzeczy.