Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 marca 2006, 11:30

autor: Bolesław Wójtowicz

Agatha Christie: I Nie Było Już Nikogo - recenzja gry - Strona 4

Z różnych stron Anglii na małą wysepkę przybywa dziesięć, jakże odmiennych, osób. Chociaż preteksty, na podstawie których zdecydowali się odbyć tę niezwykłą podróż, pozostają ich tajemnicą, każda z nich została zaproszona przez pana U.N. Owena...

Parę słów warto poświęcić oprawie dźwiękowej i muzycznej, gdyż ta należy zdecydowanie do plusów gry. Ciekawa, niezwykle intrygująca muzyka, która pojawia się w trakcie rozgrywki z mordercą, potrafi w niektórych momentach przyprawić o gęsią skórkę, znakomicie tym samym podkreśla klimat niepewności, zagrożenia i tajemniczości. Już fragment, który słyszymy w trakcie oglądania menu, wykonanego zresztą z niezwykłą pieczołowitością, sprawia, że zaczynamy odczuwać, że lada moment wydarzy się tutaj coś złego.

Podobnie rzecz się ma z efektami dźwiękowymi. Odgłosy kroków – inne na betonowej posadzce, a inne na trawie, wycie wiatru w skalnych szczelinach, odgłos kropli deszczu uderzającego o szybę, skwierczenie polan palących się w kominku, szum morskich fal, uderzających o klify, grzmot nadciągającej burzy, huk wystrzału... Wszystko to dodaje smaczku, podkreśla cień strachu i lęku, w jakim pogrążony jest każdy z uczestników tej morderczej rozgrywki. Dobra robota, naprawdę...

Dwóch małych marynarzyków, na słońcu się wygrzewało...

O poziomie trudności zagadek pisał raczej nie będę, bowiem jest ich tu jak na lekarstwo, co zapewne wielu odbierze jako niewątpliwy minus gry. Dlatego też, skoro tyle się tutaj nachwaliłem, podkreślając, a to że pomysł na fabułę znakomity, a to że łatwa w obsłudze, ładna grafika i ścieżka muzyczna, pora teraz przyjrzeć się bliżej temu wszystkiemu, co w grze wadliwe. Moim zdaniem, oczywiście... A jest tego trochę.

Bez dwóch zdań, I nie było już nikogo nie jest grą pozbawioną ewidentnych wad. Chociaż zapewne każdy z graczy mógłby wskazać inne. Dla mnie niewątpliwą ułomnością tej produkcji jest... nuda. Tak, ale to niestety prawda. Łażenie z kąta w kąt, zbieranie ton wszelkiego śmiecia, czasem zupełnie bezużytecznego, gadanie o wszystkim i o niczym, bez możliwości przeciwdziałania temu, co i tak musi nastąpić, bez śladu jakiejś poważniejszej łamigłówki, mogącej stanowić prawdziwe wyzwanie dla naszego intelektu, to całe sedno tej gry. Po pewnym czasie zaczyna nam doskwierać nuda i zniechęcenie do dalszego łażenia. Ja rozumiem, że robota detektywa do łatwych nie należy i opiera się głównie na przepytywaniu ludzi, ale można byłoby to zrobić jakoś ciekawiej.

Inne, mniej lub bardziej ciekawe wpadki, to na przykład coś takiego: pewien młodzieniec został właśnie otruty. I jak on reaguje? Delikatnie odstawia szklankę z whisky na stolik, a potem z gracją pada na podłogę. Ja rozumiem, że wychowanie angielskiego dżentelmena nie zezwala na to, by tłuc szkło, ale nie przesadzajmy. Inna rzecz: ognisko rozpalone na nadmorskiej skale, mimo wichury i zacinającego ostro deszczu, nie gaśnie nawet po wielu godzinach. Drobiazgi? Pewnie, że tak, ale jakie wkurzające.

Jeszcze coś. Wszyscy wiemy, że wierny poddany korony brytyjskiej nie zwykł poddawać się emocjom i w każdej sytuacji zachowuje zimną krew. Tak go wychowano i tak też czyni. Ale kiedy ginie jedna osoba po drugiej, kiedy nie wiadomo, kto będzie następny, wówczas nawet Anglikowi głos powinien nieco zadrżeć. A właśnie, że nie. Każdy, z pozostających jeszcze przy życiu uczestników wydarzeń, rozmawia bardzo spokojnie, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło, bez mrugnięcia powieką zastanawiając się nad kwestią: a może ten gość otruł się sam? A co dzisiaj na obiad? Zastanawiające...