Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 marca 2006, 10:06

autor: Maciej Kurowiak

Call of Duty 2 - recenzja gry

Wszelkie porty niemal zawsze wzbudzają kontrowersje, wywołują dyskusję i porównania – często zażarte, w których każda ze stron uważa się powiernika Prawdy Ostatecznej...

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Wirtualne strzelanie do naszych zachodnich sąsiadów ma bardzo długą tradycję, a my wcale nie odstajemy w tym temacie od Francuzów czy Anglików. Na podwórku każdy wolał być Klossem lub jednym z Czterech Pancernych niż chełpliwym, głupawym Brunerem. Wielokrotne rozstrzeliwanie najeźdźcy przy pomocy gier komputerowych zyskało wymiar niemal symboliczny. Pamiętacie Warianty Eichmanna Zebrowskiego, gdzie w nieskończoność, co dziesięć minut, zabijano klon schwytanego Adolfa Eichmanna? Wyjątkowo paskudna analogia, nieprawdaż? Czyż nie jest tak, że gry video i reszta uniwersum popkultury stanowią swoisty czyściec dla tysięcy niemieckich żołnierzy (na Zachodzie stosuje się raczej politycznie poprawne określenie „naziści”)? Serie Medal of Honor, Call of Duty, Brothers in Arms czy kontynuacje Wolfensteina, cieszą się niesłabnącą popularnością i nic nie wskazuje, by miała ona wygasnąć. Wręcz przeciwnie. Druga część Call of Duty okazała się wielkim przebojem na rynku PC, a w przypadku Xboxa 360 była najlepiej sprzedającym się tytułem wśród gier startowych. Jakiś czas temu na naszych łamach mogliście przeczytać recenzję tej gry w wersji na peceta. Czas zająć się jej odsłoną na najnowszą konsolę Microsoftu. Żeby już na początku rozwiać wszelkie niejasności, mamy tu do czynienia z portem hitu z PC i gra ma niewiele wspólnego z wydanym na pierwszego Xboxa i PS2, Call of Duty 2: Big Red One.

Wąsacz i jego stalowy przyjaciel.

Wszelkie porty niemal zawsze wzbudzają kontrowersje, wywołują dyskusję i porównania – często zażarte, w których każda ze stron uważa się za powiernika Prawdy Ostatecznej. Konsola kontra pecet, klawiatura versus pad – to temat rozmów toczonych także na naszym forum dyskusyjnym. Prawd objawionych podważać się nie powinno, a i sam spór ma w sobie tyleż wagi, co dywagacje o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Dlatego zgodnie z zasadą, że o gustach się nie dyskutuje, niniejszy tekst wolny będzie od takich rozważań. Najważniejszy jest fakt, że dzięki wersji Call of Duty 2 na Xboxa 360 gracze mogą dokonać wyboru czy wolą demolować Trzecią Rzeszę przy pomocy myszy czy też pada.

Call of Duty 2 to oczywiście strzelanina w pierwszej osobie, w której gracz wciela się w żołnierzy działających zawsze na pierwszej linii ataku. Nie ma tutaj jednego bohatera i stojącej za nim historii, a wręcz przeciwnie – na każdym etapie odgrywamy innego człowieka, o mało charakterystycznym nazwisku, niczym nie wyróżniającego się spośród innych szeregowych. Technicznym strzelcom, skupionym na metodach przetrwania i wykańczania wroga, zapewne nie będzie to zbytnio przeszkadzać. Co innego, jeśli ktoś lubi rozbudowaną fabułę, zwroty akcji czy w ogóle bohatera, który cokolwiek mówi. Takim graczom Call of Duty 2 może nie przypaść do gustu i ich najzwyczajniej znudzić. Kolejne etapy kampanii, przerywane krótkimi filmami dokumentalnymi, przewijają się jak w kalejdoskopie i gra kończy się tak samo nagle, jak się zaczęła. Dzięki takiemu podejściu autorzy mogli zaserwować całą gamę miejsc, w których toczyły się walki. Trudno sobie wyobrazić rosyjskiego żołnierza, który wpierw walczy o Stalingrad, później trafia do Afryki Północnej, by na końcu uczestniczyć w natarciu na plaże Normandii.

Identycznie jak w wersji PC mamy do dyspozycji kampanię dla jednego gracza oraz tryb multiplayer. Kampania liczy dziesięć etapów, każdy dzieje się w innym okresie i teatrze wojny. Zaczynamy od Związku Radzieckiego i bitwy o Stalingrad, by nagle przenieść się na gorącą pustynię wprost w wir wojny Aliantów z Lisem Pustyni i jego Afrika Korps. Należycie uczestniczymy też w krwawej łaźni D-Day (kto zliczy, który to już raz?) i ulicznych walkach we Francji. Zdobywania Berlina wraz Sowietami autorzy nam oszczędzili.

USA:Niemcy 1:0

Jeśli ktoś miał okazję grać w Brothers in Arms, to zdaje sobie sprawę z tego, jak kruche jest ludzkie ciało wobec fruwającego ołowiu. Tutaj wszystko ma się dużo prościej i właściwie tylko na poziomie trudności Veteran wraże kule są w stanie wyrządzić nam większą krzywdę. Normalna rozgrywka to w dużej mierze bezpretensjonalna strzelanina polegająca najczęściej na brutalnej, pozbawionej finezji czy taktyki, eksterminacji wrogich żołnierzy. Nie mamy tu paska energii, ale celna seria wprawia nas w stan agonalny (coś w rodzaju utraty pola siłowego w Halo), który wystarczy chwilę przeczekać w bezpiecznym miejscu. Po chwili już zdrowi i rześcy wybiegamy na spotkanie kolejnym kulom i tak w kółko. Absolutnie mordercze są dla nas jedynie granaty, ale z kolei o ich niedalekim upadku informuje nas specjalny wskaźnik.

Misje, które wykonujemy, są rozmaite, ale zwykle mamy po prostu zdobyć kolejny odcinek frontu, uporać się z oddziałami wroga, zniszczyć Tygrysa lub przejąć działo przeciwlotnicze – bywa jednak, że naszym zadaniem jest po prostu przetrwać natarcie przez określony czas. Przyjdzie nam też uczestniczyć w bitwie pancernej, gdzie przez cały etap poruszamy się czołgiem; będziemy jeździć wąskimi uliczkami strzelając z działa przeciwpancernego do wszystkiego co się rusza. Naturalnie nie brakuje też wszelkiej broni, w tym budzącego strach wśród oficerów karabinu snajperskiego.

Pecetowych purystów raczej nikt nie przekona o wyższości pada nad klawiaturą i myszą (oczywiście w odwrotnym kierunku jest podobnie) jednak w wypadku Call of Duty 2 można odnieść wrażenie, że gra została wręcz stworzona z myślą 360-stce. Jasne jest, że ważną rolę odgrywa tu sam kontroler, który sprawdza się znakomicie w zdecydowanej większości tytułów, ale rozplanowanie przycisków i intuicyjne sterowanie są nie do przecenienia. Celowanie nie sprawia absolutnie żadnych problemów, co jest szczególnie ważne, gdy musimy trafić w strzelca w oknie lub w załogę dział.

Stalingrad.

Większość naszych czytelników jest zapewne bardzo zainteresowana, jak radzi sobie konsola najnowszej generacji, tam gdzie radzą sobie tylko najmocniejsze z pecetów. No cóż. Nieźle sobie radzi. Prawdę powiedziawszy, jeśli ktoś nie posiada w domu prawdziwego technologicznego potwora (dwurdzeniowy procesor i najnowsze karty graficzne połączone w SLI itd.), to tak naprawdę nie widział Call of Duty 2 w pełnej krasie. Oczywiście, by w pełni docenić walory wizualne tej gry, trzeba posiadać odpowiedni odbiornik HDTV, ale to powoli staje się mantrą powtarzaną zawsze przy okazji opisywania tytułów na Xboxa 360. Na szczęście dzieło autorów z Infinity Ward wygląda znakomicie także na standardowych odbiornikach telewizyjnych. Gra działa płynnie nawet w najbardziej ekstremalnych momentach i zwolnień nie uświadczymy nawet, gdy wokół nas rozpęta się prawdziwe piekło... Oczywiście można przyczepić się do kilku niemal niezauważalnych chrupnięć, animacji żołnierzy czy wykończeń niektórych tekstur. Szkoda też, że w grze tak niewiele przedmiotów możemy zniszczyć i niektóre wazoniki pozostają kuloodporne. Te drobiazgi jednak w żaden sposób nie wpływają na samą rozgrywkę: eksplozje, dym, pył, pustynny piasek, światłocienie – wszystko to razem na polu bitwy wygląda fantastycznie i niewiarygodnie realistycznie. Ogólne wrażenie jest więc znakomite i w kwestii czysto technicznej Call of Duty 2 wraz z Kameo, należą do czołówki tytułów pierwszej generacji na Xboxa 360.

Trudno może w to uwierzyć, ale gra jeszcze lepiej prezentuje się od strony dźwiękowej. Doskonale zaimplementowany system Dolby Digital sprawia, że pokój, o ile posiadamy odpowiedni sprzęt, zamienia się w prawdziwe pole bitwy. Naboje dosłownie przelatują obok, ludzie drą się w niebogłosy, ktoś jest ranny, ktoś właśnie dostał w hełm, który z przerażającym brzękiem spadł mu z głowy. Rozmaite rodzaje broni wydają różne dźwięki i włos się zjeży, gdy przyjdzie nam usłyszeć koszące ta-ta-ta, odbijające się echem gdzieś wśród ruin Stalingradu. Hałas i chaos, czyli diabelska filharmonia w pełnej krasie. Muzyka jest nam serwowana bardzo oszczędnie i tylko wtedy, gdy misja ma się ku końcowi. Usłyszymy typowe dla tego gatunku charakterystyczne orkiestrowe kawałki, których ojcem chrzestnym jest John Williams i jego ścieżka dźwiękowa do Szeregowca Ryana. Nic dodać, nic ująć – obecnie najlepiej udźwiękowiona gra na tej planecie.

Turyści...

Został nam jeszcze tryb multiplayer, który różni się od jego odpowiednika z wersji PC niestety in minus. Ilość graczy została ograniczona do... ośmiu, co przy liczbie trzydziestu dwóch w przypadku Perfect Dark Zero, wydaje się być przesadą. Nawet bardzo skuteczne wykańczanie wrogów nie przyniesie nam nagrody w postaci nowych achievements – trofeów (niezorientowanych w temacie odsyłam do tekstu Xbox 360. Czy warto?). Generalnie jednak mamy tu te same, znane opcje gry przez sieć (oczywiście tylko za pośrednictwem Xbox Live), System Link – gdzie możemy połączyć do szesnastu konsol (taniej zapewne wyjdzie użytkowanie spawarki jako zapalarki do gazu) oraz podział ekranu (od dwóch do czterech graczy). Możemy uczestniczyć w kilku standardowych rodzajach rozgrywek: Deathmatch, Team Deathmatch i Capture the Flag, nad którymi nie ma co się szczególnie rozwodzić. Oprócz tego, wybierając dowolną ze stron konfliktu, możemy walczyć w obronie naszej placówki, gdy przeciwna drużyna atakuje. Gra w wersji sieciowej nie traci nic ze swoich walorów wizualnych, a mapy są dopracowane i rozległe.

Jeśli na Xboxa 360 mają pojawiać się porty gier z peceta, to życzmy sobie by były wykonane tak, jak Call of Duty 2. Jest to przykład znakomitego rzemiosła, ale też nie można grze odmówić ambicji. Na wojnie nie ma wielkich bohaterów i każdy, kto w niej uczestniczy jest tylko skazańcem, o czym od czasu do czasu przypominają nam pojawiające się cytaty znanych ludzi. Nie wolno jednak zapomnieć, że za wersję na 360-tkę zapłacimy ponad dwukrotnie więcej niż za tę samą grę na PC. Zważywszy jednak to, że by w pełni cieszyć się rozbudowanym wachlarzem efektów graficznych, wystarczy nam konsola, jest to transakcja godna rozpatrzenia. Jeśli ktoś kocha się w tego typu technicznych strzelaninach, Call of Duty 2 nie zawiedzie. Innym, którym narracja i fabuła nie jest obojętna, gra może nie wystarczyć. Znakomita grafika, klimat, opracowanie dźwiękowe, no i fantastyczna grywalność na wyższych poziomach trudności powinny stanowić lep na wszystkich miłośników strzelanin. Wypada zagrać.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • od strony technicznej trudna do pobicia;.
  • dobra, klasyczna strzelanina bez udziwnień;
  • duża liczba trybów w grze wieloosobowej.

MINUS:

  • tylko ośmiu graczy w trybie multiplayer;
  • brak fabuły może przeszkadzać.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

eJay Ekspert 4 grudnia 2010

(PC) Czy Call of Duty 2 jest lepszy od swojego poprzednika? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

9.0
Call of Duty 2 - recenzja gry
Call of Duty 2 - recenzja gry

Recenzja gry

Wszelkie porty niemal zawsze wzbudzają kontrowersje, wywołują dyskusję i porównania – często zażarte, w których każda ze stron uważa się powiernika Prawdy Ostatecznej...

Call of Duty 2 - recenzja gry
Call of Duty 2 - recenzja gry

Recenzja gry

Call of Duty stanowi klasę samą w sobie. Grę, którą trudno porównywać z innymi strzelankami, dlatego iż jej celem jest obsadzenie gracza w głównej roli świetnego filmu, a przez to danie mu sposobności doświadczenia dającej się przeżyć wojny.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.