Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 lutego 2006, 10:31

autor: Maciej Kurowiak

Dead or Alive 4 - recenzja gry - Strona 3

Plastikowe twarze, ogromne, falujące biusty i seksowna bielizna. Czyżby kolejny magazyn dla prawdziwych facetów? Możliwe, gdyby nie jeden drobny szczegół. Posiadaczki wymienionych walorów okopują się nawzajem po wszystkich płaszczyznach.

Dead or Alive nigdy nie błyszczało taką liczbąkombinacji ciosów, jak chociażby ostatni Virtua Fighter, ale czwórka zdecydowanie rozszerza arsenał w tym zakresie. Oprócz zwykłych przechwytów, niektórzy wojownicy mają też ich wersje specjalne, przy których wykonywaniu wymagana jest jeszcze większa precyzja. Upadająca postać może dokonać kontrolowanego upadku (tech roll), który uchroni ją przed otrzymaniem dodatkowych kopniaków na podłodze. Kolejną, bardzo przydatną, metodą wydostawania się z często morderczej serii ciosów, jest slow escape, która umożliwia szybsze odzyskanie przytomności ogłuszonej postaci. Zmieniły się też zasady dotyczące uników, ruch „w głąb” pomieszczenia nie chroni już przed serią uderzeń i pozwala jedynie uciec przed atakiem z odległości. Zamiast tego gracze polegają na specjalnych pozycjach postaci (jak serpent stance Christie) czy też kombinacjach umożliwiających rozmaite odskoki, uniki czy nawet teleporty, w których oczywiście specjalizują się ninja.

Jak Spartan ze Spartanem.

Pamiętacie, jak wkurzający był upadek z dużej wysokości np. w DOA3, gdy na pasku energii była już tylko jej resztka? Śmierć była natychmiastowa. W DOA4, gdy przeciwnik ciosem Norrisa wykatapultuje nas z wiszącego mostu lub przez okno, zawsze zostanie nam minimalna ilość życia i upadek nigdy nie spowoduje nagłej porażki. Areny są znacznie bardziej rozbudowane i interaktywne. Sporo jest przeszkód, które można zniszczyć, czy to kopniakiem, czy dobrze kopniętym przeciwnikiem. Niektóre miejsca, takie jak ring zapaśniczy, dają możliwość stosowania specjalnych ciosów. Bardzo uprzywilejowane są tutaj Tina i La Mariposa, które mogą wskoczyć na liny i wykonać cios z powietrza, jak na profesjonalne zapaśniczki przystało. Przeszkody możemy efektownie pokonywać specjalnym przeskokiem mierzonym bezpośrednio w przeciwnika po drugiej stronie. Na kilku arenach (np. safari czy ulica) znajdują się tzw. strefy zagrożenia. Mogą to być np. przebiegające zwierzęta lub nadjeżdżający samochód, ale efekt jest ten sam – wyrzucenie w górę i utrata energii.

Trzeba wreszcie przejść do samego creme de la creme Dead or Alive 4 czyli rozgrywki sieciowej przez Xbox Live. Doświadczenie nabyte przy produkcji DOA: Ultimate zaowocowało znacznie doskonalszą grą on-line w części czwartej. Wchodząc do rzeczonej sekcji możemy natychmiast odszukać partnerów do gry na podstawie posiadanego łącza (mniej lagów lub ich zupełny brak) bądź też umiejętności. System dzieli graczy na poziomy od F- (najgorszy), aż po A+ i poziomy mistrzowskie S i SS. Wygrywając z przeciwnikami o dużo lepszym statusie od naszego, zdobywamy większą ilość punktów i szybciej zdobędziemy wyższą rangę. Oczywiście nie jest to takie proste i pierwsze nasze wejście do sekcji rozgrywek międzynarodowych może skończyć się głęboką depresją... Ale od początku. Walka pomiędzy graczami rozgrywa się w specjalnych pokojach (lobby), w których założyciel lub aktualny zwycięzca mogą ustalać reguły pojedynków. Normalną praktyką jest zwykle turniej lub tryb, gdzie wygrany walczy z resztą po kolei, aż do swojej pierwszej porażki. Gdy pozostajemy bezczynni, możemy śledzić przebieg aktualnej rozgrywki, czekając na swoją kolej.

Zwycięstwa dają nam gotówkę, którą możemy przeznaczyć na kupno nowych strojów, avatarów (pod postacią których jesteśmy widoczni w lobby) czy rozmaitych scenerii w pokojach. Jak się szybko okaże, o zwycięstwa w świecie rozgrywek sieciowych nie jest wcale tak łatwo. Przede wszystkim zawsze, a najczęściej w niedługim czasie, znajdzie się ktoś lepszy, kto brutalnie uwidoczni nam popełniane błędy, depcząc przy okazji nasze poczucie wartości. Szybko przekonamy się, że klęskę zawdzięczamy zwykle bezmyślnej rutynie i powtarzaniu w kółko tych samych strategii (np. dolne podcięcie podczas wstawania przeciwko komuś, kto dobrze operuje przechwytami). Bezsensowna, bezładna mieszanina ciosów także nie przyniesie efektów, więc niestety – trzeba ostro trenować, trenować i jeszcze raz trenować. Sukces przyjdzie powoli i zapewne w bólach, ale satysfakcja z osiągania coraz lepszych poziomów jest ogromna. Wypada teraz dodać trochę goryczki, gdyż nie wszystko w DOA4 wygląda tak wspaniale.