Dead to Rights II: Hell to Pay - recenzja gry - Strona 2
Dead to Rights II tak na dobrą sprawę zadowoli jedynie graczy spragnionych strzelanin, w których trzeba trzymać palec na spuście i niczym innym się nie interesować. Gra bywa frustrująca.
Cała zabawa ogranicza się wyłącznie do sprawnej eliminacji nadbiegających przeciwników. Aby to zrobić, najprościej jest korzystać z autocelowania, gdyż ani beznadziejne sterowanie (wyraźnie dopasowane do możliwości konsolowego joypada), ani szalejąca kamera, nie próbują ułatwić nam sprawy. Po namierzeniu przeciwnika wystarczy oddać kilka strzałów w jego stronę, tak aby raz na zawsze się go pozbyć. Jedyny wyjątek stanowią napotykani co pewien czas bossowie, którzy charakteryzują się wyraźnie dłuższym paskiem zdrowia. Z racji tego, iż przeciwnicy pojawiają się w hurtowych ilościach nie ma czasu na przemyślenie taktyki walki, ani tym bardziej wybranie odpowiedniej giwery. W rezultacie uderza się przypadkowo w klawisze, namierzając jedynie kolejne cele. W Dead to Rights II główny bohater w przeciągu 4-5 sekund potrafi uporać się z pokaźną grupką bandytów, z którymi w innych grach z tego gatunku musielibyśmy się męczyć co najmniej kilkadziesiąt sekund...
Aby nie było zbyt prosto, producenci postarali się w sztuczny sposób zawyżyć poziom trudności zabawy. W rezultacie trzeba się liczyć z częstym powtarzaniem badanych plansz. Przemawia za tym kilka czynników. Po pierwsze, w przypadku poniesienia śmierci należy powtarzać cały etap, a to dlatego, iż nie przewidziano żadnych checkpointów. Po drugie, niemal wszyscy przeciwnicy potrafią bezbłędnie wycelować w sterowaną postać, a siła ognia ich giwer jest wyraźnie większa niż początkowo mogłoby się wydawać. I wreszcie po trzecie, na apteczki czy dodatkowy pancerz w miarę przechodzenia kolejnych plansz natrafia się coraz rzadziej. Co więcej, wiele z nich w sprytny sposób poukrywano. W rezultacie więc co pewien czas trzeba się zatrzymywać, tak aby móc je odnaleźć. Gdyby tego było jeszcze mało, ilość przygotowanych przez producentów etapów jest porażająco niska. Odnoszę więc wrażenie, iż bardziej doświadczeni gracze, wyposażeni w porządne kontrolery (najlepiej joypady z gałkami analogowymi), bez żadnych problemów będą mogli ujrzeć napisy końcowe po zaledwie kilku godzinach zabawy.
Dead to Rights II nie jest na szczęście grą całkowicie pozbawioną interesujących pomysłów. Podobnie jak we wspomnianej już wcześniej serii Max Payne, główny bohater potrafi wykonywać efektowne skoki, łącznie z korzystaniem z trybu spowolnienia czasu. Aby móc jednak naładować widoczny na ekranie pasek adrenaliny, trzeba się będzie wcześniej nieco „pomęczyć”. Alternatywnie można skorzystać z pomocy znanego z pierwszej części gry pupila głównego bohatera, psa o imieniu Shadow (Cień). Zwierzę może nie tylko brać aktywny udział w walkach, ale i podnosić pozostawione przez wrogów przedmioty. Szkoda tylko, iż główny bohater nie może nad swoim kudłatym kompanem sprawować żadnej kontroli. Co więcej, Shadow niejednokrotnie potrafi zacinać się pomiędzy elementami otoczenia, przez co traci się jakiekolwiek bonusy związane z „przywołaniem go” na pole bitwy.