Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 stycznia 2006, 13:05

autor: Daniel Kazek

Kao: Tajemnica Wulkanu - recenzja gry - Strona 3

Kangurek Kao w trzeciej swojej odsłonie powraca nieco zmieniony. Odziany został w szykowny strój. Ponadto w Tajemnicy Wulkanu nie doświadczysz integracji ze zwierzętami, ani nie będziesz ich w znaczącym stopniu wykorzystywał do swoich celów.

Polscy programiści przygotowali dla wszystkich fanów Kao, cztery rodzaje przeciwników. Pośród nich można wymienić potężną armatę wystrzeliwującą głazy lub pozornie przyjacielską, ale jednak niebezpiecznie łakomą kamienną szczękę. Zestaw środków zagłady, w porównaniu z Rundą 2, nie uległ większym zmianom i w dalszym ciągu nadciągających nieprzyjaciół, możemy potraktować rękawicą bokserską czy też przeszywającym powietrze ogonem. Dodatkowo, kangurek może skorzystać z wybuchowej zabawki, jaką jest porozrzucany tu i ówdzie dynamit.

Poleganie tylko i wyłącznie na bitewnych umiejętnościach nie zagwarantuje jednak sukcesu. W takich chwilach, z pomocą śpieszy dobrze znany świetlik, bezustannie otwierający przejścia do następnych lokacji. Pewnego rodzaju urozmaiceniem dla pieszej wycieczki kangurka, są jego podniebne loty, bądź dynamiczne i efektownie wyglądające ślizgi po konarach drzew. Oczywiście czasami należy także pogłówkować, przykładowo trafnie przesuwając gigantyczne kolumny lub wykorzystując możliwości napotkanej skrzynki.

Ważenie kangurka

Po takim opisie można więc śmiało powiedzieć – typowa, platformowa pozycja. No, ale nie do końca. Mam dylemat, jak ocenić najnowsze przygody kangurka Kao. Gra jest przecież dla milusińskich i z pewnością nie dla takiego wiekowego gracza jak ja, który już niejedno widział. Tak czy inaczej powstrzymać się nie mogę i chciałbym przede wszystkim zabrać głos jako stary ramol, któremu Tajemnica Wulkanu nie jawi się w zbyt optymistycznych barwach. Aby jednak być sprawiedliwym, postaram się także spojrzeć na ten tytuł przez pryzmat dziecka. To jednak na samym końcu, najpierw przygotujmy grunt.

Zacznijmy od zalet, bo przecież nie jest powiedziane, że trzecia odsłona kangurka jest ich pozbawiona. Do niewątpliwych plusów programu należy oprawa wizualna, bezsprzecznie nawiązująca do wcześniejszych części. Widać wyraźnie, że sprawdzony już silnik poddany został kolejnemu udoskonaleniu, dzięki czemu dostajemy świat wypełniony pięknymi dla oka szczegółami i rozwiązaniami. W pamięci zapadł mi szczególnie moment, kiedy to w krainie Ogrody Życia dotarłem do kamiennej układanki. W majestacie olbrzymiego drzewostanu i ćwierkających ptaków, kangurek obsypywany był subtelnie opadającymi liśćmi. Nie przesadzę, jeżeli stwierdzę, iż taki widok może zaprzeć dech w piersiach, przynajmniej w tych zdechłych od nadmiaru nikotyny.

Znacznie częstszy przykład wzrokowego urodzaju zaobserwować można podczas wschodów oraz zachodów słońca. Trzeba bowiem wiedzieć, że gra opatrzona została bardzo trafnie pomyślanym systemem zmian pór dnia, przez co rysowane pejzaże mogą naprawdę powalić z nóg. Przekłada się to także na odczuwalną atmosferę, kiedy to np. w nocy błądzimy po omacku, a w tle przygrywa nam budząca niepokój melodyjka. Nieco na marginesie – muzyka w ogólnym zarysie mogłaby być jednak troszkę lepsza. Doskonale za to opracowano sposób poruszania się naszego kangurka, na skutek czego łatwo o technikaliach zapomnieć. Nieważne, czy biegamy sobie po łące pośród polnych kwiatków, wskakujemy na lepką pajęczynę, czy też latamy machiną wojenną, wykonywane ruchy są nadzwyczaj elastyczne i z pełną gracją odzwierciedlają zamierzenia gracza.

Do walorów programu wypada także podpiąć dowcipne rozmowy z kapłanem i jego asystentem, może nie mistrzowsko wykonane, ale jednocześnie utrzymujące solidny poziom. Często pomijaną cechą kangurka Kao jest także jego odżegnywanie od emanowania niepotrzebną przemocą. Bardzo dobrze, że tak się ten tytuł reklamuje.

Dobra grafika to jednak dla mnie zdecydowanie za mało. Tajemnica Wulkanu nie dość, że krótka, to jest po prostu nudna jak flaki z olejem. Ma to być gra zręcznościowa, a jak można wyjaśnić fakt, że podczas rozgrywki nic się nie dzieje. Raptem co jakiś czas pojawia się garstka wrogów, a na domiar złego, całą gatunkową czwórkę poznajesz praktycznie na samym początku. Dopiero w końcowej fazie gry uczestniczysz walce z samolotami sterowanymi przez nietoperze ale jest to tylko epizod, w dodatku w mini-grze. Podczas podróży nie spotykasz żadnych przyjaciół, przez co gracz może czuć się niesłychanie osamotniony. Wszystko ogranicza się do wioski pelikanów zamieszkanej przez trzy (!) postacie.