Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 grudnia 2005, 10:09

autor: Krzysztof Gonciarz

Crazy Frog Racer - recenzja gry - Strona 2

Zwariowana Żaba debiutuje na ekranach monitorów i z miejsca staje się jedną z najgorszych gier tego roku. Nawet najwięksi wielbiciele jej charakterystycznego wokalu będą musieli tym razem skapitulować.

CFR to prosta gierka wyścigowa, w której do quasi-futurystycznych zawodów staje 9 (w tym jedna ukryta) dość obskurnie zaprojektowanych i wykonanych postaci, nijak nie budzących sympatii. Że niby to śmieszne ma być, że jakiś kucharz-psychopata, krowa, hiphopowiec w kapturze, eee. Jeden rzut oka i ma się dość. Z całego tego ustrojstwa jedynym słusznym wyborem jawi się więc sam Frog, dający przynajmniej poczucie że jest „jak w teledysku”. W sumie nieważne. Nasze zmagania z komputerem (unikać należy określenia AI, takowej bowiem tu brak) bądź z kolegą toczymy na jednej z 12 bliźniaczo podobnych do siebie, megarace’owych tras. Da się zauważyć pomiędzy nimi pewne kosmetyczne różnice, takie jak tła czy drobne przeszkadzajki graficzne (jak przelot przez kanalizację), ale przez większość czasu i tak odnosi się wrażenie latania w kółko po tym samym – tylko ze zmienionym układem zakrętów.

Jeszcze gorzej.

Pojęcia takie jak model jazdy czy fizyka generalnie nie znajdują w tym tytule zastosowania. Rozgrywka to w kwestii mechaniki jedna, wielka wolna amerykanka. Wciskamy gaz i – ding, ding – zasuwamy naszym pojazdem do przodu, hamulec możemy sobie darować. W czasie jazdy zbieramy tokeny, które następnie spożytkować możemy na jeden z 7 ekstrasów. Mamy tu dopalacz, rakiety, moździerz i inne gadżety ofensywno-powerupowe. Efekty ich zastosowania dalekie są od widowiskowości takich choćby Lego Racers i obecnego tam „zaginania czasoprzestrzeni”. Tempo rozgrywki jest dość wysokie i występuje całkiem wyraźne wrażenie prędkości (wspomagane serpentynowymi trasami). Nie ratuje to w żaden sposób gameplay’a, położonego na łopatki przez wszechobecną łopatologię, dotykającą niemal każdego aspektu tego potworka. Skopano nawet coś tak banalnego, jak konfiguracja sterowania, możliwa tylko z poziomu oddzielnego programiku-setupu. Po uruchomieniu gry nic zmienić w ustawieniach nie możemy. Gdzie tu logika, e?

Grafika – jaka jest, każdy widzi. Fuj. Jest to bez wątpienia najbrzydsza gra, jaką dane nam było oglądać w tym roku (a poprzeczka stoi „wysoko”, wspominając takiego Garfielda na przykład). Niskie wymagania sprzętowe oraz wysoki framerate to nie argument, kiedy wizualne niedostatki modeli oraz tekstur przyprawiają o mdłości. Nie wierzcie podkolorowanym screenom ze strony producenta, CFR to obowiązkowa pozycja dla każdego turpisty. Nawet ludzie widzący Crazy Froga w charakterze ikony muzyki, bez której dance byłby jak pies bez ogona, nie odnajdą w zaproponowanym tu designie poziomów/postaci nic, na czym mogli by zawiesić oko. Jakby tego było mało, do czysto technicznej strony wykonania także można się przyczepić – bugów tu nie brakuje. Włączenie dopalacza w „nieodpowiednim” miejscu powoduje, że przelatujemy przez ścianę, lądujemy poza trasą i resetowani jesteśmy kilkadziesiąt metrów wstecz. Zwykłe kliknięcie niewidocznym kursorem myszy (nie rozpoznawanej przez grę jako kontroler – w tym celu służy klawiatura lub pad) w prawym górnym rogu ekranu skutkuje wyłączeniem się gry i wyjściem do Windowsów. O co chodzi?